Amerykanie są gotowi pomóc w budowie lotniska pod Świdnikiem. Ale wcześniej chcą zobaczyć dokumentację inwestycji i dowiedzieć się, jaki mamy pomysł na rozwój przedsięwzięcia.
– Nie możemy po prostu postawić lotniska. Trzeba zaplanować jego funkcjonowanie na 20 lat, przygotować plan marketingowy. Bo może się okazać, że w przyszłości będzie np. za małe – mówił wczoraj dziennikarzom James Thompson, szef Rady Miasta Erie. Wcześniej przedstawiciele delegacji z partnerskiego miasta Lublina oglądali trawiaste lotnisko pod Świdnikiem. A firmy z Erie zajmują się przebudową lotniska w niemieckim Cottbus.
Niespodziewanie w Lublinie spotkał się z Amerykanami przedstawiciel mera Ługańska we wschodniej Ukrainie. Rozmawiał o przebudowie lotniska towarowego w Ługańsku. Lubelski port mógłby być łącznikiem między Cottbus a ukraińskim miastem.
– Teraz piłka jest po naszej stronie. Musimy skompletować dokumentację lotniska – mówił wczoraj prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski.
Pieniądze na dokumentację chce wyłożyć, jak pisaliśmy w sobotę, państwowy FS Holding. Kupi również dodatkowe akcje spółki. Być może na tym rola FS Holding się nie skończy.
W budżecie państwa jest 14 mln zł na rozpoczęcie budowy lotniska. Nie może ich dostać Port Lotniczy Lublin, który jest spółką komercyjną. Dlatego pieniądze muszą przejść przez państwową firmę, np. FS Holding czy Państwowe Porty Lotnicze. Władze Lublina już starają się o współpracę z PPL.
Centralne środki pójdą na wykup
120 ha pasa startowego, który należy do Banku Pekao SA. W sumie lotnisko zajmie ok. 140 hektarów, a jego wybudowanie pochłonie szacunkowo 110–120 mln zł.
Nasz komentarz
Krzysztof Janisławski