– Osiemdziesiąt złotych za godzinę, sześćdziesiąt za pół godziny, cztery dychy za kwadrans – recytuje z szybkością karabinu maszynowego „Niekonwencjonalna”.
Pytam, skąd ta ksywka.
– Zapewniam klientowi możliwość spełnienia najskrytszych marzeń. Dostosujemy się do wszystkich potrzeb – mówi. – Jeśli się pan zdecydował, to zapraszam do siebie, bo do Świdnika nie dojeżdżamy.
Kiedy przedstawiam się jako dziennikarz, ucina rozmowę. – Za darmo nie będę opowiadać o pracy.
W przebraniu Indianina
Bardziej rozmowna okazuje się „Nova”. Z pasją opowiada o możliwościach swoich i koleżanek. W grę wchodzi trójkącik, każda pozycja i masaż. Mówię, że jestem początkującym klientem.
– To doskonale – zapala się dziewczyna. – Możemy cię wiele nauczyć, jesteśmy niezwykle doświadczone!
W to nie wątpię. Cennik „Novej” nie różni się zbytnio od pozostałych pań (80 zł za godzinę, 60 za pół godziny), ale po jej głosie można wyczuć, że do swoje pracy podchodzi całym sercem (i ciałem...).
• A gdybym chciał się przebrać np.
za kaczuszkę?
– Nie ma sprawy, ale kostium musisz sam sobie załatwić.
Na koniec pytam, czy nie chciałaby opowiedzieć o trudach pracy czytelnikom Tygodnika Świdnickiego. Niestety, „Nova” też nie jest bezinteresowna.
– A co będę z tego miała? – pyta. – Jak zapłacisz jak za normalne spotkanie, to nie ma sprawy. Opowiem ci takie szczegóły, że szok.
Sympatyczny profesjonalizm
Próbuję dalej. Tym razem dziewczyna ma ksywę „Sympatyczna”, są więc szanse na dłuższą rozmowę. Początek rozmowy bez zmian: Jestem początkującym klientem ze Świdnika i że chciałbym poznać cennik. „Sympatyczna” także przyjmuje „w gabinecie”, przyjazd odpada, ale jest bardzo rozmowna.
– Mam różne dziwne propozycje, niektórzy klienci sprawiają nieco kłopotu – mówi. – Jedni chcą, żebym dominowała i biegała z pejczem nago, inni chcą poczuć się wielkimi macho. Pewnie szukają odwrotności tego, co mają w domu. Pewien pan miał życzenie przebrać się za Indianina, miał nawet łuk i strzały – takie plastikowe, oczywiście.
• Czy zdarzają się marudy niezadowolone z usługi?
– Raczej nie, jestem profesjonalistką i nie odwalam fuszerki – chwali się „Sympatyczna”.
Za przyjemność trzeba płacić
Są jednak klienci, którzy nie do końca są zadowoleni z usług panienek. Jurek z Brzezin coś o tym wie.
– Pierwszy raz trafiłem na zblazowaną służbistkę, bez cienia namiętności – twierdzi. – Ale to zależy od agencji i od dziewczyny. Poza tym, piwo w domu rozkoszy jest niezbyt rozkoszne i diabelnie drogie: 10 zł za 0,3 l.
Czymże jednak jest drogie piwo w porównaniu z cennikiem niektórych profesjonalistek. Na jednej ze stron internetowych znajduję ogłoszenie „Niewinnej”. Jest nowoczesna – umawia się przez gadu-gadu i ma swoje portfolio w Internecie. Może przyjechać do Świdnika, ale to dodatkowy koszt – jakieś 300 zł na taksówkę. „Niewinna” nie należy do tanich: za upojną letnią noc liczy sobie 1500 zł!
Sponsoring jako hobby
Niektóre dziewczyny na internetowych forach erotycznych oburzają się na hasło „prostytutka”.
Liza, dwudziestolatka z okolic Świdnika, pisząca na forum o seksie, jest zdania, że szukanie sponsora to raczej niewinna gra i sposób na zdobycie fajnych ciuchów. Jej zdaniem, prostytutka to zawód, a sponsoring, czyli randki za pieniądze lub prezenty, to… hobby.
„Umawiałam się ze starszym, bardzo przystojnym i bogatym facetem, który za kolację i noc w pięciogwiazdkowym hotelu kupował mi superkieckę. Był dobry w łóżku, a na odchodne dostawałam bukiet róż. To chyba co innego niż praca w burdelu?” – pisze dziewczyna.
Forumowicze nie pozostawiają jednak na Lizie suchej nitki. Według większości, dziewczyna po prostu boi się nazwać rzeczy po imieniu.
„Sympatyczna” nie rozważa takich dylematów. Sponsoring, call girl, wszystko jedno – twierdzi. – Byle klient płacił.