Urodziła się w Kijowie, mieszka w Świdniku, pracuje w Piaskach. Najpierw studiowała wychowanie muzyczne, potem myła bloki, teraz jest nauczycielką muzyki. Śpiewa ukraińskie romanse tak, że czujesz drżenie w całym ciele. Na razie sama dla siebie
Pachnie cynamonem
- Nazywam się Olena Anikiejewa. Urodziłam się w Kijowie. Płynie we mnie ruska krew. Po ojcu Sergieju. Ukraińska po mamie Walentynie Kostiuczenko z Czernigowa. I polska. Po prababce Stefanii. Ale kogel-mogel! - śmieje się.
Cynamon pachnie coraz mocniej. W garnuszku bulgoce kawa.
Olena opowiada o przedszkolu i pierwszej miłości do fortepianu. Słuchała, jak grała nauczycielka. Ona stała z boku. Próbowała tak samo grać. Na razie palcami w powietrzu. Potem była podstawówka, prywatne lekcje, średnia szkoła muzyczna. Najpierw w klasie skrzypiec. - Nie pasowały mi. Wybrałam fortepian. Wieczorem ojciec przychodził z pracy, kładł się na wersalce, głową niemal dotykał instrumentu. Śpiewała dumki. Sama, potem na głosy. Skończyła Instytut Gorkiego w Kijowie. Została nauczycielką muzyki.
Olena, Natalka i szampan
- Opowiem o mężu. Kiedy poznałam Stasia - mówi z nieśmiałym uśmiechem. W jej ogromnych oczach o kolorze szarego, wzburzonego morza zapalają się iskierki miłości.
Była wiosna 1988 r. Z Natalką Połtawką, koleżanką ze studiów chciały się napić szampana. Wsiadły do taksówki i oświadczyły kierowcy: Niech pan jedzie tam, gdzie dają szampana. Taksówkarz podrapał się w głowę i zawiózł je do malutkiego zajazdu w sielskim stylu.
- W restauracji siedzieli sami Polacy. Dwóch z nich zaprosiło nas do stolika. Był szampan. I toast za wiosnę. I tak się potoczyło - mówi rozmarzona.
Przedstawiła Stasia ojcu. Siedział pół godziny. Ojciec nic nie mówił. Potem spytał, czy da szczęście córce.
- Dał?
- Jasne, że dał - odpowiada, nie kryjąc rumieńca na twarzy.
Olena wyszła za Stacha. Natalka za jego kolegę Daniela. Wzięli ślub w Kijowie. A potem w drogę. Bo Stach był budowlańcem z Piask.
Nie będzie Ukrainka uczyć naszych dzieci
- Dowiedziałam się, że w Krasnymstawie potrzebują nauczyciela muzyki. Przygotowałam sobie, co chcę zrobić, zabrałam odpis dyplomu i pojechałam. Jak tylko usłyszeli, że zaciągam, powiedzieli krótkie "nie”. Z płaczem wróciłam do Piask.
Zaczęła szukać pracy. Najpierw w swoim zawodzie. Potem gdziekolwiek. Zaciskała zęby, myła klatki schodowe w lubelskich blokach, cały czas marzyła o muzyce.
Aż stał się cud. Dziewięć lat temu zwolniło się miejsce nauczycielki muzyki w Piaskach.
- Wzięłam kwity i poszłam. Nie wierzyłam, że będę nauczycielką muzyki.
- Była skromna. I miała w oczach pasję. Zaryzykowałam i zatrudniłam ją - mówi Eliza Kunc, ówczesna dyrektor szkoły.
- Było ciężko. Często płakałam - wspomina Olena.
Rodzice powoli zaakceptowali Olenę. Ale byli i tacy, co stawiali sprawę jasno: Nie będzie Ukrainka uczyć naszych dzieci. I już.
- Zapomniałam, jak to bolało. Teraz jestem szczęśliwa, że w szkole mnie zaakceptowali - mówi nieśmiało.
Jakby jeszcze nie wierzyła, że wszystko jest dobrze. Dziś chce dać z siebie wszystko. Prowadzi chór, występuje. Za kilka dni wyjedzie z zespołem do Kijowa.
Jest super
- W garnku o grubym dnie układam ziemniaki. Na to warzywa, kiełbasę, znów ziemniaki. I najważniejsze, żeby na wierzch ułożyć plaster słoniny. I do piekarnika - wylicza jednym tchem.
- Świetnie gotuje. Jakie ona pielmienie robi... - dodaje mąż.
- Jest fantastyczna - dodaje krótko córka Ania, uczennica trzeciej klasy Gimnazjum nr 2 w Świdniku. - Jest po prostu super - dodaje.
- Szczęśliwa rodzinka?
- Żeby pan wiedział, że szczęśliwa - kończy Stanisław Poniewozik.
Szczęście widać na pierwszy rzut oka.
Świeżo skończony dom.
Zadbany ogródek.
Tylko psa dziś nie ma.
- Do sąsiadów przyjechały dzieci z Niemiec. Tak się rok temu z psem zaprzyjaźniły, że dziś go wypożyczyliśmy. Na cały dzień - śmieje się Olena.
Drżenie
Najbardziej solo. Bez fortepianu.
Jakby chciała wibrującym głosem wypowiedzieć wszystko, co niosą tęskne ukraińskie pieśni.
Pieśni, które śpiewała matka. Pieśni o miłości, samotnym koniu pędzącym przez stepy i o zaklinaniu zła.
- Może pani zaśpiewać?
- Dobrze. Ale bez muzyki.
Zamyka oczy. Zaczyna cichutko. Jakby z dala dochodził płacz dziewczyny porzuconej przez chłopca. Po chwili, głośniej, coraz głośniej. Smutno. Czule. Zmysłowo. Pięknie. Na razie śpiewa sama dla siebie. Na razie...
Waldemar Sulisz