Połamał drewniany krzyżyk i wypalił zapalniczką oczy w figurce Matki Boskiej. Na suficie wysmalił hitlerowską swastykę, a na koniec wzniecił ogień w klasztorze ojców Bernardynów w Radecznicy. Teraz Pawłowi B. za to, co zrobił, grozi do 10 lat więzienia.
Mężczyzna z oferty nie skorzystał, ale postanowił się wyspowiadać. Czuć było od niego alkohol, dlatego zakonnik zaproponował, aby przyszedł na drugi dzień. I na tym się skończyło. Paweł B. poszedł do domu, ojciec Sylwester do kościoła, gdzie z parafianami ćwiczył czytanie Męki Pańskiej. Dobrze, że ktoś w porę zauważył dym. Paliło się główne wejście do klasztoru. Sprawca zerwał ze ściany kartkę, włożył ją pod stacjonarny telefon i podpalił. Od ognia zajęła się sosnowa boazeria na ścianie i okiennica. Na podłodze leżał pogruchotany krzyżyk. Pożar udało się opanować. Straty oszacowano na 500 zł.
Ale to nie koniec. Gdy zakonnicy przedarli się przez duszący dym na półpiętro, stanęli jak wryci: Matka Boska na figurce miała wypalone oczy, na suficie dostrzegli swastykę.
Policjanci szybko zatrzymali mieszkającego niedaleko Pawła B. Miał 1,81 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Przyznał się do podpalenia, ale odmówił składania wyjaśnień.
- Mężczyzna został oskarżony o wzniecenie pożaru w zabytkowych pomieszczeniach klasztoru, który zagrażał mieniu w wielkich rozmiarach - informuje Robert Przybysz, zastępca prokuratora rejonowego w Zamościu.
Grozi za to od 1 do 10 lat pozbawienia wolności. 27-latek nie odpowie przed sądem za obrazę uczuć religijnych i propagowanie faszyzmu, bo nie dopuścił się tych czynów w miejscu publicznym, np. w kościele, lecz na plebanii klasztoru.
Ojcowie bernardyni dawno już mu wybaczyli. Na pobłażliwe działanie sądu oskarżony raczej nie ma co liczyć. •