Karetka pogotowia z Krasnobrodu nie zabrała do szpitala pięcioletniej dziewczynki z Trzepiecin. Matkę wraz ze skarżącym się na bóle brzucha i wysoką temperaturę dzieckiem odesłano do lekarza rodzinnego. Po kilku godzinach lekarz z karetki zdecydował się przetransportować małą do szpitala, bo miała skierowanie na oddział chirurgii dziecięcej.
Dodał, że pogotowie ma największe problemy w rejonie Bondyrza, gdzie pracuje lekarz zatrudniony przez Przychodnię Lekarza Rodzinnego w Suchowoli. - Kiedyś z pogotowiem współpracowało się cudownie, teraz jest wojna - twierdzi Eugeniusz Węcławik, lekarz rodzinny z Suchowoli. - Tu chodzi o pieniądze, o te 200 zł za transport. Ode mnie do Zamościa jest 16 km, a kiedyś wystawili mi rachunek na 100 km.
Jego zdaniem, skoro opisywany przypadek z Trzepiecin był na tyle poważny, że karetka zabrała w końcu dziecko, to zlecenie na transport nie było potrzebne. - Pogotowie po to właśnie dostaje ponad 2 tys. zł dobowo na karetkę, żeby do takich przypadków jeździło - uważa dr Węcławik.
Dyrektor Samodzielnej Publicznej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Zamościu nie chce oceniać postępowania lekarzy, bo sam lekarzem nie jest. - Jeździ ich tu siedemdziesięciu. Do tej pory nie mieliśmy żadnych spraw sądowych - chwali się Ryszard Szeląg.
Nie ukrywa jednak, że skargi się zdarzają. Jak przebiega współpraca z lekarzami rodzinnymi? - Cały czas jest pytanie, kto pojedzie: my czy lekarz rodzinny? Chodzi oczywiście o pieniądze, ale to nie do pisania - zaznacza.
Pogotowie powinno jeździć do przypadków, w których istnieją obawy bezpośredniego zagrożenia życia, ale zdaniem dyrektora Szeląga nie może być tak, że ludzie będą się bali zadzwonić po karetkę.
W tej wojnie o pieniądze pacjent schodzi na dalszy plan. Matka chorej dziewczynki powiedziała nam, że w szpitalu dziecku wykonano tylko badanie moczu i morfologię. - Na chirurgii wykluczyli wyrostek i na weekend wypisali dziecko do domu. Miałam się z nią zgłosić ponownie po niedzieli na badanie USG. W poniedziałek rano dziecko miało już 40,6 stopni Celsjusza i dostało drgawek. Wezwałam karetkę. Lekarz bez słowa zabrał córkę do szpitala na oddział dziecięcy. Dopiero tu zrobiono jej wszystkie badania. Okazało się, że to ostre zapalenie nerek - powiedziała nam prosząca o niepodawanie nazwiska matka małej pacjentki.