Wieść o tym, że Lech Kaczyński przesłał do Sejmu wniosek o powołanie prof. Jana Sulmickiego na stanowisko prezesa NBP rozeszła się po Sulmicach w gminie Skierbieszów lotem błyskawicy.
- Bez obaw mogą go brać - rekomenduje prof. Sulmickiego 75-letnia Amelia Badach z Sulmic. - Roboty na pewno się nie boi. Nawet jak był już wykształcony, to zaraz po przyjeździe kamasze zakładał i szedł w pole. Teraz cała wieś za niego kciuki trzyma. Chłopy pod sklepem tylko o nim rozmawiają.
Duma rozpiera też Emiliana Świszcza, sołtysa Sulmic. - Nasz człowiek doszedł tak daleko. A przy tym szlachcic się z niego wcale nie zrobił. Jak przyjeżdżał do Sulmic, to zawsze przyszedł, porozmawiał. Po prostu, normalny człowiek.
Barbara Pieczykolan, siostra Jana Sulmickiego, do dziś mieszka w ich rodzinnych Sulmicach i często gości u siebie młodszego brata. Ale o ewentualnym awansie jeszcze z nim nie rozmawiała.
Nie udało się nam skontaktować z prof. Sulmickim. Jego telefon był najpierw zajęty, a później nie zgłaszał się z powodu przepełnionej poczty głosowej. Nie złapaliśmy go także w zamojskiej Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji, gdzie wykłada od 2002 r. - Ale liczymy, że z sesji egzaminacyjnej się wywiąże, nawet jeśli zostanie szefem NBP - mówi dr Bogusław Klimczuk, kanclerz uczelni. - Bo współpraca z profesorem zawsze układała się nam znakomicie. Bylibyśmy niezmiernie szczęśliwi, gdyby te kontakty udało się kontynuować.
Barbara Kolbus z III roku ekonomii ma na 2 lutego wyznaczony egzamin ze stabilności rynków finansowych. - Prof. Sulmicki świetnie nas przygotował. Obiecywał, że jeśli przerobimy dokładnie cały zakres literatury, to nie mamy się czego obawiać - studentka ma jednak nadzieję, że nie będzie musiała zdawać przed innym egzaminatorem.