Na początku listopada rozpoczął się interwencyjny skup zboża. Do tej pory rolnicy z Lubelszczyzny nie oddali do skupu ani tony ziarna.
Rolnik nie może zawieźć zboża, gdzie chce. To ARR wskaże mu konkretne miejsce. Wcześniej jednak gospodarz musi powiadomić ARR, ile i jakie zboże chce sprzedać. Do ARR musi dostarczyć ofertę wraz z dokumentami dodatkowymi, m.in. dowodem wniesienia opłaty na poczet wykonania oceny technologicznych parametrów jakościowych oferowanego ziarna. Pracownicy ARR sprawdzą, czy zboże spełnia wszystkie wymogi jakościowe, a następnie wskażą magazyn, w którym przyjmowane będzie zboże (w tej chwili można je oddawać w Zamościu, Krupcu k. Krasnegostawu, Lubyczy Królewskiej, Werbkowicach i Witkowie).
Dlaczego rolnicy nie spieszą się ze sprzedażą przechowywanego od żniw ziarna?
– Bo nie ma pośpiechu – przekonuje dyrektor Saba. – Skup interwencyjny trwać będzie do końca maja przyszłego roku. – A kto w naszej okolicy ma tyle zboża? – wtrąca przytomnie Tadeusz Piluś, sołtys Turkowic (gm. Werbkowice).
Uzasadnia, że biorąc pod uwagę średnią wydajność pszenicy z hektara na poziomie 4 ton, rolnik musiałby uprawiać to zboże co najmniej na 20 hektarach. Na Zamojszczyźnie dominują jeszcze kilku-, kilkunastohektarowe gospodarstwa.
Tajemnicą poliszynela jest, że rolnicy – bez względu na to, czy mają zmagazynowane 10 czy 80 ton zboża – czekają też na wyższą cenę na wolnym rynku (w skupie interwencyjnym za tonę pszenicy, jęczmienia i kukurydzy otrzymają równowartość 101,31 euro, czyli ok. 435–440 zł). – Na wiosnę cena zboża powinna być wyższa niż 500 zł za tonę – uważa Robert Jakubiec, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej.