
Czy osoby zatrudnione w gospodarstwach rybackich powinny umieć pływać? Odpowiedź wydaje się oczywista. W praktyce bywa z tym różnie.
– Nie wymagam od ludzi takich dokumentów, bo nie są im potrzebne – tłumaczy Wiesław Jurkiewicz, główny udziałowiec Gospodarstwa Rybackiego „Kres-ryb” w Łaszczowie. – Na wodzie przebywa tylko kilku młodych mężczyzn, którzy pływają w niej jak ryby... Topiel im niegroźna.

Praca rybaków nie jest łatwa. Do ich obowiązków należy m.in. odłów ryb, zarybianie, posypywanie tafli wody wapnem, gdy ta zaczyna „kwitnąć od planktonu” oraz czyszczenie brzegów z trzcin i chwastów. Czasem robią to stojąc na suchym gruncie, a zdarza się, że muszą przemieszczać się łódkami.
Największe na Zamojszczyźnie gospodarstwa rybackie działają w Topornicy i Łaszczowie. Każde z nich ma kilka stawów i zatrudnia na stałe po kilku rybaków. Jednak w sezonie liczba pracowników rośnie. I to wielokrotnie. Przy rybach dorabiają sobie okoliczni rolnicy, przeważnie w wieku 40–60 lat. – Co najmniej 80 proc. z nich nigdy nie przepłynęło nawet metra – złości się jeden z zawodowych rybaków. – Gdy ruszą lody, zacznie się zarybianie. Gospodarstwa zaczną ich przyjmować do pracy. O tragedię nietrudno. Niech tylko któremuś z nowicjuszy poślizgnie się noga... Byłem świadkiem takiego wydarzenia. Wyciągnąłem sąsiada z wody i mułu.
Prezes Jurkiewicz zapewnia jednak, że pracownicy sezonowi praktycznie nie mają kontaktu z wodą. Jedynie przy odłowach zakładają zakrywające nogi gumiaki i brodzą. Podobno stawy są wówczas spuszczane i woda sięga najwyżej po kolana. – Nikomu nic się nie może stać – zapewnia Jurkiewicz. Wtóruje mu Bogdan Malczewski, szef Gospodarstwa Rybackiego w Topornicy.
– Takie szukanie dziury w całym jest nie na miejscu – złości się. – Pracujemy zgodnie z przepisami bezpieczeństwa i higieny pracy. Tyle.
45-letni mieszkaniec gminy Zamość dorabia na jednym ze stawów hodowlanych w Topornicy. Pływać nie potrafi.
– Nie honor się przyznać – mówi. – Na szczęście nikt o to nigdy nie pyta. Uczyć się już pływania nie wypada. Cała wieś by się ze mnie nabijała.
Wojciech Adamczyk, kierownik krytej pływalni w Zamościu przekonuje, że nawet „na stare lata” warto zadbać o umiejętności pływackie. Dlatego od dawna organizuje kursy dla dorosłych. Cieszą się powodzeniem. Nauki pobierają nawet emeryci. Kurs trwa 20 godzin i kosztuje 214 zł.
– Po naszych lekcjach kursanci oswajają się z wodą i dobrze sobie w niej radzą – mówi Adamczyk. – Jeśli rybacy zechcą z nich skorzystać, nie widzę przeszkód. Nie ma się czego wstydzić.