Legendy o tajemniczych, podziemiach w Szczebrzeszynie znalazły swoje potwierdzenie. Po wybiciu dziury w murze zespołu pofranciszkańskiego oczom ukazała się obszerna sala i prowadzący w głąb korytarz.
- To jest jedynie pierwszy krok - raduje się Tomasz Gaudnik, szczebrzeski regionalista i dziennikarz. - Ale jak efektowny! Po odwaleniu cegieł zobaczyliśmy duża salę o wysokości ok. 10 metrów. Był tam m.in. korytarz w kierunku kościoła. Wszystko jak w opisach!
Opowieści o legendarnych, szczebrzeskich lochach fascynują go od dawna. Mają one ciągnąć się ponoć pod całym miastem. Gaudnik dotarł do 76-letniego Jana Borowca, który tuż po zakończeniu II wojny światowej… był w podziemiach unikatowego zespołu pofranciszkańskiego u zbiegu ulic Zwierzynieckiej i Klasztornej.
Te budynki zostały postawione w latach 1620-1638. Nad całością "dominuje” kościół p.w. św. Katarzyny, wybudowany w stylu tzw. renesansu lubelskiego.
- Nie ma wątpliwości, że te lochy tam są - mówi Borowiec. - Przed wojną działała w nich nawet tzw. lodownia. Założyli ją Żydzi. Kruszyli oni lód na rzece i składali w tych lochach. Latem go sprzedawali. Schładzano nim mleko. Potem ten loch zamurowano. Na dziesiątki lat.
Tomasz Gaudnik namówił miejscowych urzędników do wybicia dziury w murze. Inicjatywę poparł proboszcz ks. Jerzy Kołtun. Przedwczoraj pracownicy magistratu przebili się do lochu. Towarzyszył im tłum gapiów.
- Ten loch jest naprawdę w dobrym stanie - ekscytuje się Gaudnik. - Nie było tam wilgoci. Kto wie dokąd można nim dojść… Warto to zbadać, a całość wyremontować. To świetne miejsce np. na galerię.
Wybite wejście zostało zabezpieczone. Co dalej z odkryciem?
- Zrobiliśmy fotografię i zechcemy te podziemia przebadać - mówi Maria Jurczykowska, kierownik referatu gospodarczego UM w Szczebrzeszynie. - Chcemy to zrobić wspólnie z konserwatorami zabytków. Najpierw trzeba jednak znaleźć na to pieniądze. Postaramy się o to. Bo te lochy mogą być stać się atrakcją turystyczną.