Szereg błędów wytknęła prokuratura strażnikom więziennym, którzy dozorując przestępcę przebywającego w szpitalu psychiatrycznym przyczynili się do tego, że podejrzany o zabójstwo Bartłomiej B. uciekł. Dwaj mundurowi już usłyszeli zarzuty. Śledztwo trwa.
– Przeprowadzone dotychczas w sprawie czynności dowodowe, w szczególności związane z oględzinami zabezpieczonego monitoringu, przesłuchaniami świadków i analizą zabezpieczonej dokumentacji skutkowały wydaniem wobec dwóch funkcjonariuszy postanowienia o przedstawieniu zarzutów popełnienia przestępstwa z art. 231 §1 k.k. – przekazał dzisiaj w komuniakcie Rafał Kawalec, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Chodzi o zdarzenia z początku października. Przypomnijmy. Ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy uciekł wówczas 34-letni Bartłomniej B. Mężczyzna jest podejrzanym o dokonanie podwójnego zabójstwa w lipcu tego roku. We wsi Zagumnie pod Biłgorajem siekierą zabił swojego 45-letniego brata, a ojca ranił tym samym narzędziem tak poważnie, że 65-letni mężczyzna zmarł po dwóch miesiącach w szpitalu. Nie wybudził się ze śpiączki.
Sprawca został bardzo szybko zatrzymany i aresztowany. Trafił do Zakładu Karnego w Zamościu. Tam pod koniec września próbował popełnić samobójstwo i po tym został skierowany na obserwację do Radecznicy.
Przebywał tam pod dozorem strażników więziennych. Ich obowiązkiem było pilnowanie osadzonego dniem i nocą. A mimo to groźny przestępca uciekł między godz. 3 a 4 nad ranem 7 października, bo dwaj mundurowi, którzy mieli go pilnować, spali.
Bartłomiej B. bez trudu zdołał więc wyjść z sali, udać się do łazienki, gdzie wygiął kraty w oknie i wydostał się na zewnątrz. Co istotne, miał wiele czasu na ucieczkę, bo jego nieobecność odkryto dopiero kilka godzin później, już po zmianie służby.
Dopiero wtedy sprawę zgłoszono policji i zaczęły się poszukiwania mężczyzny. Trwały półtora tygodnia. Były zakrojone na szeroką skalę. Bartłomieja B. namierzyli policjanci. Ukrywał się w pustostanie w małej wiosce na Podkarpaciu. Po zatrzymaniu mówił, że zamierzał uciec do Włoch.
O rażących nieprawidłościach w dozorze nad aresztowanym prokuratura mówiła już po pierwszych dniach śledztwa prowadzonego w kierunku niedopełnienia obowiązków służbowych. Dziś wiadomo, że dwaj strażnicy w czwartek, 7 listopada usłyszeli zarzuty.
Z ustaleń śledczych wynika, że nocą z 6 na 7 października zostawili Bartłomieja B. zupełnie bez dozoru. Nie dość, że sami go nie obserwowali, bo po prostu spali w zupełnie innych pomieszczeniach, to też dopuścili do sytuacji, że aresztowany miał kontakty „z osobami postronnymi”.
Żaden ze strażników więziennych, którzy zarzuty usłyszeli, do winy się nie przyznał. Obaj odmówili składania wyjaśnień. Śledztwo trwa. Prokurator Rafał Kawalec, odmawia udzielania innych informacji dotyczących dotychczasowych ustaleń i planowanych czynności procesowych. Mówi jedynie, że nieprawidłowości stwierdzono bardzo wiele i nie dotyczą one jedynie nocy, której Bartłomiej B. zdołał uciec.
Własne decyzje wobec dozorujących mężczyzny funkcjonariuszy podjęła służba więzienna.
– Za naruszenie dyscypliny służbowej wobec dwóch funkcjonariuszy wszczęto postepowania dyscyplinarne oraz złożono zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, o którym mowa w art. 231 Kk. Wobec kolejnych dwóch funkcjonariuszy zostały już wszczęte postepowania dyscyplinarne. Wszyscy 4 pozostają zawieszeni w czynnościach służbowych – przekazał nam dzisiaj mjr Łukasz Pruchniak, rzecznik prasowy Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Lublinie.
A to wciąż nie jest koniec. – Wobec kolejnych 6 funkcjonariuszy postepowania dyscyplinarne zostaną wszczęte w najbliższym czasie. O konsekwencjach służbowych można będzie mówić dopiero po zakończeniu ww. postępowań – podsumowuje Pruchniak.
Wiadomo, że może się to dla nich wiązać nawet wydaleniem ze służby. Za niedopełnienie obowiązków służbowych grozi zaś do 3 lat pozbawienia wolności.