Przez pięć miesięcy celnicy z Hrebennego ukrywali brak cennego urządzenia do wykrywania przemytu. Zarzut niedopełnienia obowiązków służbowych i udaremnienia prowadzenia postępowania karnego postawiła tomaszowska prokuratura ośmiu kierownikom zmiany.
Podejrzanym grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Wszyscy zostali na trzy miesiące zawieszeni w pełnieniu obowiązków służbowych. – Jeżeli zarzut się nie potwierdzi, wrócą do pracy – informuje Marzena Siemieniuk, rzecznik prasowy Izby Celnej w Białej Podlaskiej.
A jeżeli dochodzenie zakończy się aktem oskarżenia? – Zostaną zwolnieni ze służby – zapowiada rzecznik.
Wart 41 tys. zł detektor przemytu, przy pomocy którego można zlokalizować ukrytą w skrytkach samochodu kontrabandę, ostatni raz używany był przez celników w październiku ub.r. Od tamtej pory nikt go nie widział, choć – jak ustaliła prokuratura – formalnie był na stanie, a więc kolejne służby dyżurne go „zdawały” i „przejmowany”. Dopiero w marcu powiadomiono organy ścigania o zniknięciu sprzętu. Dlaczego tak późno? To próbuje ustalić prokurator.
Detektora do tej pory nie udało się odnaleźć. Wszystko wskakuje na to, że ukradli go celnikom przemytnicy. Ale nie mają się z czego cieszyć. Na przejściu w Hrebennem jest już nowy detektor. Ściągnięto go z Dorohuska. (lew)
Bat na przemytników
Przenośny wykrywacz przemytu pozwala – na podstawie gęstości masy – na zlokalizowanie przemycanych przedmiotów schowanych w skrytkach. Skraca czas przeszukiwania: celnicy nie muszą rozkręcać schowków. Wystarczy przyłożyć przypominający walizkę detektor
do karoserii auta i już wiadomo,
czy podróżny nie ukrył w misternie wykonanej skrytce papierosów lub alkoholu. Na przejściach granicznych w Lubelskiem celnicy mają
do dyspozycji 14 detektorów.