Przez trzydzieści dni zapisywałem wszystkie, nawet najdrobniejsze wydatki. Jadłem bułki, serki i zupę w proszku. Śniło mi się mięso. Pożyczałem, oddawałem. Było ciężko. Przeżyłem
Zacząłem w niedzielę od kupienia biletów MPK. W pracy posiliłem się batonikiem i kawą. W południe wahałem się, czy kupić papierosy? W końcu nałóg zwyciężył. Wieczorem zrobiłem sobie szybki obiad – makaron z sosem własnej roboty. Za niewiele ponad sześć złotych było bardzo smakowicie. Z okazji niedzieli zaszalałem. Kupiłem sobie dwa piwa.
Dzień drugi
Pierwsze zakupy to bilety i papierosy. Wieczorem głód skręcał mi kiszki, więc zainwestowałem więcej w jedzenie. Leczo z kiełbasą zapiłem tanim napojem. Obiad kosztował mnie ponad dziesięć zł. Muszę oszczędzać – pomyślałem.
Dzień trzeci
Poprzedniego dnia podjadłem, więc tym razem zadowoliłem się zupką chińską i gotowym daniem za trzy złote. Zarobiłem dwadzieścia na korepetycjach. Zarobek uczciłem chipsami. Tego dnia nie kupiłem papierosów. Byłem z siebie dumny. Cały dzień kosztował mnie niecałe dziewięć złotych.
Dzień czwarty
Zrobiłem zapas kawy. Pierwszy raz od kilku dni zjadłem śniadanie. W pracy kupiłem dwie bułki i dałem pięć złotych na cele charytatywne. Wieczorem ugotowałem sobie rosół za niecałe cztery złote. Taniocha! Zacząłem oszczędzać na papierosach. W pracy zyskałem przydomek „sęp”. Ten dzień kosztował mnie aż dwadzieścia złotych. Musiałem stopować!
Dzień piąty
Zamiast śniadania kupiłem papierosy. Po południu odezwał się żołądek. Nie wytrzymałem. Kupiłem pizzę. W moim budżecie prawdziwa katastrofa – musiałem zapłacić za mieszkanie.
Z pięciuset złotych, za które chciałem przeżyć cały miesiąc, nie została mi nawet połowa. Widmo głodu zajrzało mi w oczy.
Dzień szósty
Sukces! Wydałem tylko dziesięć złotych. Wszystko poszło na jedzenie – kanapki i skromny obiad. Na szczęście w zamrażarce zostało mi trochę świątecznych zapasów.
Dzień siódmy
Głód przeszedł do ataku. Musiałem wreszcie zjeść porządny obiad. W lodówce znalazłem ostatni kawałek mięsa. Jajka i bułka tarta na panierkę, jabłka i marchewka na surówkę. Obiad jak marzenie. Ależ to było dobre. Nie musiałem jechać do pracy, więc zaoszczędziłem na przejazdach.
Dzień ósmy
Wydałem tylko na bilety. Dojadałem resztki wczorajszego obiadu. Skróciłem pasek o jedną dziurkę, bo zaczęły mi spadać spodnie. Koledzy chcieli mnie wysłać do lekarza. Widocznie kiepsko wyglądałem. Wieczorem spojrzałem w lustro. Podkrążone oczy, na języku biały nalot. Kiepsko.
Dzień dziewiąty
Bilety, kanapka, ziemniaki i surówka. – znów dziesięć złotych. Zacząłem oszczędzać na papierosach. Pożyczać pieniądze od znajomych. Oszczędzać na żyletkach i piance do golenia. Dostałem przydomek: „broda”. Do wypłaty jeszcze kilka dni...
Dzień dziesiąty
No i stało się. Zapasy się skończyły. Musiałem zrobić zakupy. Tego dnia wydałem czternaście złotych. Chleb i serki topione powinien starczyć na kilka dni. Obiad za pięć złotych czyli makaron z sosem. Da się żyć. Ach, jak mi brakowało papierosa. W pracy znowu byłem „sęp”.
Dzień jedenasty – osiemnasty
Chudłem w oczach. W pracy zapychałem się bułkami, w domu zajadałem zupkami chińskimi i makaronem z sosem. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że kupiłem dwie paczki papierosów i butelkę piwa. Skończyły mi się pieniądze. Musiałem pożyczać. Już niedługo wypłata... W nocy śniło mi się jedzenie. Gazety oglądałem tylko w kiosku.
Dzień dziewiętnasty
Wypłata! Nareszcie mogłem kupić sobie bez wyrzutów sumienia dużo bułek i zapas kawy. Nie liczyłem pieniędzy, za które miałem przeżyć. Poszedłem na piwo. Zrobiłem zapasy serków. Przez cały dzień wydałem rekordową sumę. Aż dwadzieścia pięć złotych.
Dzień dwudziesty – dwudziesty piąty
Spłaciłem długi. Poszedłem do kina. Poszedłem na piwo do baru. Zrobiłem duże zakupy. Wreszcie mogłem kupić papierosy. Już dawno przekroczyłem limit pięciuset złotych. Trudno. Nie chciałem głodować do końca miesiąca.
Dzień dwudziesty szósty – trzydziesty
Porażka. Zdrożały bilety. Przyszedł rachunek za telefon. Kupiłem butelkę wódki. Jestem bankrutem...
ramka
Zamiast epilogu
Przez trzydzieści dni wydałem dokładnie 789 zł i 54 grosze. Nawet po odliczeniu zbędnych do życia zakupów, takich jak papierosy (65 zł), alkohol (56 zł), kawa (12 zł) i słodycze (5 zł) i tak wydałbym na życie około 650 zł. Mógłbym jeszcze zaoszczędzić na kinie i jedzeniu, gdybym zrezygnował z pizzy. Po odliczeniu z wydanych pieniędzy opłaty za mieszkanie i rachunków wychodzi, że na rzeczy absolutnie niezbędne do życia wydałem 400 zł. Z tego wniosek, że można przeżyć za 500 zł. Pod warunkiem, że zrezygnuje się z używek, kina, książek, gazet, podróży i wizyt w barze. Można przecież bez tego żyć...