Nowe fakty w śledztwie dotyczącym Michała Sz., który ugodził nożem 3-letniego syna. Śledczy przesłuchali już kobietę, która wiozła 31-latka i ranne dziecko do szpitala.
- Z zeznań kobiety wynika, że Michał Sz. wybiegł na drogę, tuląc do siebie dziecko - mówi Urszula Szymańska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Parczewie. - Nie wyjaśnił, co się stało. Po zatrzymaniu samochodu rzucił tylko krótkie "do szpitala”. Był bardzo zdenerwowany.
Ojciec wywiózł 3-letniego syna do lasu i dźgnął nożem w brzuch
Do dramatycznych wydarzeń doszło we wtorek. Michał Sz. jechał z 3-letnim Kacprem z Łęcznej do Parczewa. W Uhninie zjechał na polną drogę. Auto zakopało się w błocie. Wtedy mężczyzna wyciągnął nóż, który miał w samochodzie. Pchnął nim w brzuch swojego syna, siedzącego w foteliku dla dzieci.
- Nie chciałem go zabić. Kiedy zobaczyłem krew dotarło do mnie, co się stało - wyznał później śledczym ze łzami w oczach.
Ojciec dźgnął syna nożem w brzuch. Został tymczasowo aresztowany
Mężczyzna wybiegł na drogę i zatrzymał nadjeżdżający samochód. Podróżowała nim kobieta z rodziną. Postanowiła pomóc Michałowi Sz. i zabrała go wraz z synem do Parczewa. Po drodze zatrzymała karetkę, jadącą do innego wezwania. Ratownicy zajęli się chłopcem. Kacperek nadal jest w ciężkim stanie. Przebywa w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie.
Podczas przesłuchania, Michał Sz. przyznał, że pchnął nożem swojego syna. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego to zrobił. W sądzie odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. Mężczyzna został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Prokuratura będzie teraz przesłuchiwać kolejnych świadków, czeka również na dokumentację medyczną. Jest też niemal pewne, że Michał Sz. trafi na obserwację psychiatryczną.
Ojciec ugodził nożem syna. Zgłosiła się kobieta, która wiozła ranne dziecko
Śledczy nie wykluczają, że mężczyzna zaatakował dziecko chcąc w ten sposób odegrać się na swojej żonie. Małżeństwo Michała Sz. niedawno się rozpadło. Małżonka się wyprowadziła. W poniedziałek mężczyzna odebrał od niej syna. Zabrał go do rodziny w Łęcznej. Dzień później omal nie doszło do tragedii.
Z ustaleń policjantów wynika, że Michał Sz. i jego żona mogli uchodzić za normalną, spokojną rodzinę. Nie dochodziło między nimi do awantur. Nikomu z małżonków mundurowi nie założyli tzw. niebieskiej karty. Nie zanotowali nawet jednej interwencji dotyczącej rodziny Michała Sz.