To odpowiedzialność za miasto - mówi klub prezydenta. - To sięganie do kieszeni mieszkańców - odpowiada opozycja. Dyskusje o niemal 100-procentowej podwyżce stawki za odpady wywołują burzliwe dyskusje na komisjach. Decyzję radni podejmą na piątkowej sesji
Z 5,72 zł (miesięcznie) do 11, 40 zł. O tyle ma wzrosnąć stawka. W Białej Podlaskiej od 2020 zł opłata za zagospodarowanie śmieci jest iloczynem tej stawki i zużytej wody z danej nieruchomości (średnia z poprzedniego roku). W 2022 roku miasto do tego systemu musiało dołożyć 1,6 mln zł, w 2023 roku – 5,8 mln zł, a w tym roku prognozowana dziura to blisko 7 mln zł. - Utrzymanie dotychczasowych stawek będzie powodować takie wielomilionowe dziury w budżecie, co ograniczy nas w realizacji ważnych potrzeb mieszkańców, jak choćby remontów dróg- tłumaczy prezydent Michał Litwiniuk (PO).
- Nie zasłaniam się radnymi, biorę to na klatę i staram się to uczciwie wytłumaczyć mieszkańcom- przekonuje prezydent i przypomina, że w poprzedniej kadencji próbował „aktualizować” stawkę, ale ówczesna większość w radzie to skutecznie hamowała. -To jest de facto waloryzacja stawki, a nie rewolucja- tonuje Litwiniuk i zapewnia, że okoliczne samorządy mają opłatę wyliczoną na podobnym poziomie.
Radny z jego klubu, a jednocześnie były prezydent (w latach 1998-2014) Andrzej Czapski dopłacanie do odpadów nazywa wręcz „śmiertelnym grzechem”. - Uważam za skrajne marnotrawstwo dopłacanie przez miasto do tego systemu. Dzisiaj trzeba zjeść tę żabę, bo przez ostatnie 4 lata rada blokowała podwyżkę- zaznacza Czapski. – Przyjęty w mieście sposób naliczania od zużytej wody jest najbardziej sprawiedliwy, bo pozwala zidentyfikować każdego mieszkańca produkującego odpady - dodaje były prezydent.
Debiutująca w radzie Katarzyna Pietraszkiewicz (również z klubu prezydenta) apeluje jeszcze o „odpowiedzialność”. – Mam nadzieję, że w obecnej kadencji nie dopuścimy do takiego deficytu. To jest dramat. Ostatnia podwyżka była w 2021 roku. To część z państwa radnych jest za to odpowiedzialna, że mamy to, co mamy- stwierdza radna.
Opozycja jednak uważa, że to najprostsze rozwiązanie. – Sięganie do kieszeni mieszkańców, by pokryć dziurę. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że te koszty rosną. Ale dlaczego nie rozmawiamy o tym, co rozbić by tej dziury nie było-sugeruje radny Henryk Grodecki (PiS). – Oczekiwałbym, że spółka i zakład zagospodarowania odpadów poszukają dobrych rozwiązań na przyszłość. Po to mamy rady nadzorcze i dobrze opłacanych menagerów- zaznacza Grodecki.
Podlegający pod miejską spółkę Wod-Kan zakład uruchomiono w 2013 roku. – On działa prężnie i się rozwija. Powiększa teraz miejsce do składowania odpadów. Stale też szuka nowych możliwości, m.in. sprzedaży odpadów – odpowiada Justyna Gorczyca, zastępczyni prezydenta.
Okazuje się, że odpady z terenu miasta stanowią 40 proc. wszystkich śmieci przetwarzanych w zakładzie.- Resztę dostarczają nam 23 gminy, z którymi podpisaliśmy porozumienia w momencie uruchomienia. Od 3 lat widzimy poprawę w jakości przyjmowanych odpadów. Ilość tych składowanych nieczystości z 47 proc. zmniejszyła się do ok. 20 proc. Oczywiście modelujemy też cenę na tak zwanej „bramie” - precyzuje jeszcze Jacek Paluszkiewicz, dyrektor ZZO.
W tym roku, podobnie zresztą jak w poprzednich latach, odbiorem odpadów od mieszkańców zajmuje się firma Komunalnik. Tylko jej oferta wpłynęła. Firma zażyczyła sobie za usługę ponad 6,4 mln zł. Ale cały system jest znacznie droższy – kosztuje miasto ponad 15, 8 mln zł.
– Firma prywatna to realizuje, a czy jest szansa, by miejska spółka była za to odpowiedzialna? Być może koszty byłyby mniejsze- proponuje radny Marek Dzyr (PiS). Ale zdaniem urzędników, takie rozwiązanie się nie opłaca. - Spółki nie mają odpowiedniego taboru do wywozu odpadów. Wydaje się, że korzystniej jest gdy to zewnętrzna firma, która wygrywa przetarg, się tym zajmuje- przyznaje Gorczyca.
Ostatecznie radni zajmą się ustalaniem nowej stawki na piątkowej sesji.