Upadłość, zwolnienia grupowe i problemy z produkcją leku na Covid-19. Takie rewelacje na temat lubelskiego Biomedu publikował w sieci jeden z internautów, podając się za pracownika firmy. Dzisiaj zawiadomienie w tej sprawie ma trafić do prokuratury.
Chodzi o komentarze, które pojawiły się w ubiegłym tygodniu na portalu Investing.com. – Pod koniec września zebranie, wymiana papierowych akcji na elektroniczne, a potem upadłość – czytamy w jednym z nich. – Przy obecnych zadłużeniach firma nie pociągnie do końca badań, sam prezes pożycza firmie kasę i mówi, że muszą zrezygnować z części badań, bo już nie ma na nie środków – pisze ten sam internauta, podając się za pracownika Biomedu. Wskazywał też na zwolnienia grupowe w firmie.
Biomed od razu zdementował te informacje na Twitterze.
– To zwykłe oszczerstwa. Jest w tym jeden ewidentny cel – manipulowanie kursem akcji, co jest karalne. Stąd się biorą potem niczym nieuzasadnione zmiany kursu. To celowe działania tzw. „godzinowych” inwestorów – podkreśla w rozmowie z nami Marcin Piróg, prezes Biomedu. Dodaje: – W związku z tym składamy do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Żadna z tych rewelacji nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nigdy nie było i nie ma planów dotyczących zwolnień grupowych.
Jak zapewnia prezes Biomedu, nie jest także zagrożona produkcja leku na Covid-19, a prace idą zgodnie z harmonogramem. A zaznaczmy, że firma z Lublina jest pierwszą na świecie, która rozpoczęła produkcję takiego lekarstwa. W połowie sierpnia – razem z Uniwersytetem Medycznym w Lublinie – uroczyście ogłosiła, że rozpoczęło się frakcjonowanie osocza ozdrowieńców. A to ma być klucz do wyprodukowania leku.
Tymczasem internetowe wpisy zaczynają siać zamęt wśród udziałowców Biomedu. – W ubiegły piątek późnym popołudniem dostaliśmy informację od jednego z akcjonariuszy zaniepokojonego wpisami w internecie na temat rzekomej upadłości spółki i grupowych zwolnień. Zwrócił też uwagę na spadek kursu akcji, do którego najprawdopodobniej przyczyniły się te doniesienia – mówi Michał Makarczyk, rzecznik Biomedu. – Autor komentarzy podawał się za pracownika Biomedu, a najprawdopodobniej podszywał się pod niego – dodaje.
Jak tłumaczy Makarczyk, o upadłości nie ma mowy, bo spółka cały czas się rozwija.
– Z kwartału na kwartał poprawiamy wyniki. Jeśli kiedykolwiek moglibyśmy mówić o zagrożeniu upadłością, to wiele lat temu, kiedy sytuacja spółki faktycznie nie była dobra – zaznacza Makarczyk. – Komentarze wyrządziły duże szkody. Odebrałem mnóstwo telefonów od akcjonariuszy zaniepokojonych spadkiem kursu akcji – przyznaje rzecznik.
Okazuje się, że takie praktyki, że takie oczernianie spółek zdarza się w biznesie. – Publikowanie nieprawdziwych informacji na temat konkretnej firmy albo zatajanie pewnych faktów może być skutecznym narzędziem do manipulowania kursem akcji, może wpływać zarówno na jego spadek, jak i nagłe windowanie. To nie są odosobnione sytuacje i metody znane nie od dzisiaj – komentuje dr hab. Mariusz Kicia, dziekan Wydziału Ekonomicznego UMCS w Lublinie.
Zaznacza, że takie brudne sztuczki stosowane są nie tylko po to, aby jakąś firmę osłabić, ale także żeby jakąś w sztuczny sposób wywindować. – Takie metody może stosować konkurencja, osoby, które mają jakieś niezałatwione sprawy z konkretną firmą albo chcą po prostu kupić taniej akcje – tłumaczy Mariusz Kicia.
18 sierpnia, czyli w dniu, kiedy lubelska firma ogłosiła, że rozpoczyna produkcję leku na Covid-19, jedna jej akcja kosztowała 21,9 zł. A w ostatni piątek jeden udział Biomedu był wyceniany na 11,6 zł.