Leszek Rodzoś nie będzie przepraszał byłego już wójta gminy Końskowola, Stanisława Gołębiowskiego, za publiczny komentarz w sprawie jego przeszłości w roli tajnego współpracownika służb w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Sąd postępowanie umorzył.
We wrześniu miała odbyć się rozprawa przed Sądem Okręgowym w Lublinie z udziałem Stanisława Gołębiowskiego - byłego wójta oraz byłego radnego tej samej gminy, Leszka Rodzosia. Nie odbyła się, bo na wniosek kancelarii prawnej reprezentującej powoda, pozew złożony przeciwko wspomnianemu radnemu został wycofany. Tym samym Sąd Okręgowym w Lublinie postępowanie dotyczące naruszenia dóbr osobistych byłego wójta umorzył.
Przypomnijmy, że chodzi o słowa Leszka Rodzosia wypowiedziane podczas nadzwyczajnej sesji rady gminy pod koniec marca zeszłego roku. Rodzoś odczytał wtedy oświadczenie swojego ugrupowania "Zielone Powiśle", argumentujące sprzeciw wobec zwoływania posiedzenia poświęconego przywróceniu Końskowoli praw miejskich. Samorządowcy ZP do tego stopnia nie chcieli, by Stanisław Gołębiowski został burmistrzem Końskowoli, że wbrew woli mieszkańców, na kilka lat zamrozili możliwość złożenia stosownego wniosku o przywrócenie miejskiego statusu dla stolicy gminy.
Jak w filmie "Psy"
Ich koronnym argumentem była przeszłość byłego już wójta, który to w latach 1979-1987 był tajnym współpracownikiem służb o pseudonimie "Sylwester". Gołębiowski wyjaśniał już, że lojalka w jego życiorysie była warunkiem udzielenia mu zgody na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Jak utrzymuje ze służbami tak naprawdę nie współpracował, powołając się przy tym na IPN, który podstaw do wszczęcia postępowania lustracyjnego nie znalazł.
"Zielone Powiśle" ustami Leszka Rodzosia prawdziwość zapewnień ówczesnego wójta postanowiło poddać w wątpliwość. - Trudno uwierzyć, by Służba Bezpieczeństwa tak długo trzymała w swoich strukturach kogoś bezproduktywnego (...). Mamy prawo mieć wątpliwości - powiedział, wskazując na zniszczenie teczki "Sylwestra" w roku 1990, co porównał do znanych scen z filmu "Psy". - Dlaczego to zrobiono, skoro nie było w ich niczego ważnego? - pytał Rodzoś.
Pozew za słowa o przeszłości
Na tym się nie skończyło. W maju zeszłego roku były już radny przyznał, że otrzymał od wójta wezwanie do przeprosin na swoje słowa, co doprowadziło do jeszcze ostrzejszej reakcji. Rodzoś uznał, że była to próba jego zastraszenia i złamania konstytucyjnej wolności wyrażania poglądów, nazywając podpisanie lojalki "ześwinieniem się". Dla Stanisława Gołębiowskiego tego było już zbyt wiele. Wójt wynajął prawną kancelarię i pozwał radnego o naruszenie dóbr osobistych, zarządał publicznych przeprosin na łamach Dziennika Wschodniego oraz zapłaty 10 tys. zł na cel charytatywny.
Gdy po wyborach kurz nieco opadł, sam Gołębiowski przestał być wójtem, a ugrupowanie Leszka Rodzosia poniosło druzgocącą klęskę w wyborach samorządowych, pojawiła się propozycja polubownego rozstrzygnięcia sporu. Były wójt był skłonny wycofać pozew wzamian za publiczne przeprosiny od Rodzosia na jednej z transmitowych w internecie sesji rady gminy. Taką ofertę były radny odrzucił, a wójt i tak pozew wycofał.
Cel osiągnięty
- Uznałem, że nie ma sensu tego kontynuować. Ja swój osobisty cel osiągnąłem - tłumaczy dzisiaj Stanisław Gołębiowski, nie zdradzając przy tym co było tym celem. Być może chodzi o satysfakcję z wyborczego wyniku własnego środowiska, klęskę opozycji, a jednocześnie powrót na ścieżkę odzyskania praw miejskich (Końskowola miastem zostanie w styczniu 2025 roku).
Co na to wszystko pozwany? - Nie powiem, że spodziewałem się wycofania pozwu, ale na pewno takiego rozwiązania oczekiwałem. Uważam, że w naszym oświadczeniu, tym które odczytałem na sesji, nie było niczego, za co należałoby przepraszać. Mamy prawo do zadawania pytań, do wyrażania wątpliwości - mówi Leszek Rodzoś. - Sam pozew odczytuję jako próbę zamknięcia ust wszystkim, którzy mają inne zdanie. Na szczęście ta próba nie powiodła się - ocenia.
- Wytoczenie tego procesu miało moim zdaniem pobudki emocjonalne lub stricte polityczne, bo to nie pierwszy proces, który pojawił się przed wyborami. Jego wycofanie uznaję za słuszne, bo ta sprawa z góry skazana była na porażkę. Odczytane oświadczenie zawierało głównie pytania. W mojej ocenie nie podważało ono ustaleń IPN-u. Dodam, że mnie osobiście historia związków byłego wójta z SB w ogóle nie interesuje - komentuje prezes stowarzyszenia "Zielone Powiśle", Janusz Próchniak.