Z roku na rok w Lubelskiem maleje liczba punktów, w których możemy kupić alkohol, ale na trunki wydajemy coraz więcej. Przepijamy ok. 2 procent naszych domowych budżetów.
W Lublinie działa 565 punktów sprzedaży alkoholu w sklepach i 274 punkty w lokalach gastronomicznych. To mniej niż na koniec 2016 roku. Ubyło zwłaszcza lokali gastronomicznych serwujących alkohol, bo jeszcze pod koniec 2016 roku było ich 406. Sklepów z „procentami” ubywa nieco wolniej, w tym samym czasie ich liczba skurczyła się o ponad 40.
To tendencja zauważalna w całym regionie, widoczna wyraźnie m.in. w Kraśniku, Biłgoraju i Zamościu.
– Jeszcze w 2011 roku mieliśmy 249 punktów sprzedaży alkoholu, dziś już tylko 216 – zauważa Marek Gajewski, rzecznik prezydenta Zamościa. – W 2017 r. na jeden punkt sprzedaży alkoholu przypadało ok. 290 mieszkańców – dodaje.
Na trunki wydajemy coraz więcej
Alkohol wypłukuje z naszych portfeli sporo pieniędzy. W zeszłym roku w Lublinie sklepy osiągnęły z jego sprzedaży ponad 321 mln zł obrotu (w roku 2016 było to 330 mln zł), lokale gastronomiczne ponad 45 mln zł (praktycznie bez zmian). W Kraśniku wydatki na zakup trunków w ciągu roku zwiększyły się o ponad 2 mln zł (z 38 do 40 mln zł).
W Biłgoraju przez rok wydatki na trunki wzrosły o blisko 900 tys. zł i w ubiegłym roku było to blisko 27 mln zł.
– Nie znaczy to, że tyle na alkohol wydali mieszkańcy samego miasta – zastrzega Jan Jamiński, kierownik z biłgorajskiego magistratu. – Wydatki dotyczą przecież wszystkich sklepów, także tych wielkich, w których zaopatrują się mieszkańcy podmiejskich wsi.
Podobne zastrzeżenia słyszymy we wszystkich miastach. Także w Puławach, gdzie w 2017 r. wydano na alkohol 49,6 mln zł. – W tym 21,7 mln zł na piwo, 6,3 mln zł na wino i 21,6 mln zł na wódkę – wyliczają urzędnicy.
W alkohol zaopatrywano się częściej w sklepach, niż w lokalach. W przeciwieństwie do innych miast regionu, w Puławach wzrosła o dwa liczba sklepów oferujących trunki (jest ich 88).
W Zamościu informacji o tym, ile w ubiegłym roku na trunki wydali mieszkańcy, jeszcze nie ma. Wiadomo, że w 2016 r. było to ponad 75,2 mln zł. Z tego ponad 40 mln zł wydano na piwo i alkohol słabszy niż 4,5 proc., a blisko 30 mln zł na najmocniejsze napoje. Wynika z tego, że wino sprzedaje się kiepsko.
– Największe placówki utargowały ze sprzedaży alkoholu zawierającego od 4,5 do 18% po kilkaset tysięcy złotych – mówi Gajewski.
Za kołnierz nie wylewamy, ale...
To, że przepijamy grube miliony nie oznacza, że masowo mamy problemy alkoholowe. W Zamościu w 2016 roku liczba wniosków, które wpłynęły do Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych o zastosowanie obowiązku leczenia odwykowego wobec mieszkańców, wynosiła 117, a w 2017 r. – 102. W Kraśniku w ciągu roku spadła z 54 do 40, a w Puławach z 48 do 29.
W Dęblinie, gdzie w 2017 r. było 39 sklepów i 21 lokali z alkoholem, w 2016 r. na „odwyk” skierowano 17 osób, a rok później zaledwie 8.
Ewenementem na alkoholowej mapie regionu jest Lubartów, gdzie w ciągu roku z 53 do 55 wzrosła liczba sklepów, w których można nabyć mocniejsze trunki, ale jednocześnie spadły wydatki. W 2016 roku lubartowianie zostawili w sklepach z mocniejszym alkoholem blisko 25 mln zł, a w 2017 – 22,3 mln zł. Za to więcej pijących skierowano na leczenie: w 2016 r. – 24 osoby, w rok później już 44.
Z kolei w Chełmie, w którym liczba punktów sprzedaży nie zmienia się, a mieszkańcy wydają na alkohol coraz więcej, spada liczba osób kierowanych na leczenie odwykowe – z 68 w 2016 r. do 32 w 2017 r.
Zgodnie z najnowszymi przepisami samorządy mogą wprowadzić np. nocny zakaz sprzedaży alkoholu lub znacznie obniżyć liczbę wydawanych zezwoleń na sprzedaż trunków.
Na razie nic takiego się jednak nie stało, ale trzeba czekać, jak do tego podejdą Komisje Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w naszych miastach.
>>>