Dzisiaj przed Sądem Rejonowym w Lubartowie rozpoczął się proces 62-letniego Jerzego B. Mężczyzna odpowiada za niedopilnowanie psów, które w lipcu zeszłego roku zaatakowały i śmiertelnie pogryzły człowieka.
Do tragicznego zdarzenia doszło pod koniec lipca zeszłego roku w miejscowości Skarbiciesz w gminie Jeziorzany. Dwa owczarki belgijskie, które niepilnowane wydostały się z posesji, rzuciły się na rowerzystę. 48-letni Mariusz jechał do rodziny, żeby pomóc przy żniwach. Na miejsce nie dotarł. W wyniku ataku zwierząt, rowerzysta upadł na ziemię, a następnie został dotkliwie pogryziony i podrapany. Rozwścieczone psy zadały swojej ofierze liczne rany, rozrywając tętnice i żyły.
Ciało mężczyzny, rower oraz fragmenty rozszarpanych ubrań znaleziono 23 lipca. Na miejsce wezwano lekarza, który zdecydował o odłowieniu biegająych w pobliżu psów. Podjęte próby nie przynosiły jednak skutku. Zwierzęta były bardzo agresywne i nie dawały się złapać. Gdy nieskuteczna okazała się również próba uśpienia psów, z powodu zagrożenia, jakie powodowały, zdecydowano o ich odstrzale.
Suka owczarka została zabita na miejscu. Samiec, mimo ran postrzałowych, zdołał uciec. Jego truchło unoszące się na wodzie rzeki Wieprz jakiś czas później zauważyli uczestnicy jednego z kajakowych spływów. Sekcja wykazała, że obydwa psy w swoim przewodzie pokarmowym miały kawałki ludzkiej skóry zgodnej z DNA ofiary.
Jak to się stało, że dwa duże psy biegały bez opieki stwarzając śmiertelne zagrożenie dla mieszkańców wioski Skarbiciesz? Jak wynika z ustaleń śledczych, ich właścielem był 62-letni mieszkaniec wioski Krępa w tej samej gminie, Jerzy B. Mężczyzna kupił zwierzęta tylko po to, żeby pilnowały jego gospodarstwa w Skarbicieszu, gdzie znajdowały się zabudowania i maszyny rolnicze. Psy przez większość czasu przebywały same. Ich właściciel dowoził im pożywienie i wypuszczał z kojców, by mogły biegać po podwórku. Problem w tym, że stare ogrodzenie nie stanowiło dla nich żadnej przeszkody.
Według lubartowskiej prokuratury płot nie miał fundamentów, a prześwity pomiędzy jego elementami miejscowo sięgały nawet 24 cm. Dodatkowo, bezpośrednio przy ogrodzeniu, Jerzy B. umieścił stos odpadów, na które zwierzęta z łatwością mogły wskoczyć, by pokonać przeszkodę.
Śledczy oskarżyli 62-latka o narażenie człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężki uszczerbek na zdrowiu. Mężczyzna w trakcie przesłuchania przyznał się do winy, zaznaczając jednocześnie, że owczarki nigdy wcześniej nie uciekały. Zgodnie ze złożonymi zeznaniami, B. ostatni raz wiedział je 19 lipca. Gdy na działce pojawił się dwa dni później, psów już nie było. Rozejrzał się za nimi po okolicy, ale owczarków nie zauważył, więc wrócił do domu.
W środę, 22 marca, przed Sądem Rejonowym w Lubartowie ruszył proces mieszkańca wioski Krępa.
Jerzemu B. grozi do trzech lat więzienia.