Ośmiomiesięczny dziś malec spędzi swoje pierwsze w życiu Boże Narodzenie z kochającą go rodziną. Nową, wybraną przez sąd. Jego własna matka zostawiła go na przystanku kilka godzin po urodzeniu. W piątek sąd skazał ją za to na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Od początku chłopczyk stał się ulubieńcem pielęgniarek z oddziału noworodków. Siostry dały mu na imię Marek. Razem z opiekującymi się nim pielęgniarkami obserwowaliśmy, jak malec wraca do zdrowia w inkubatorze. - Jest bardzo spokojny - chwaliła Mareczka Krystyna Kosowska, ordynator oddziału noworodkowego Szpitala Specjalistycznego w Puławach. - Widać jednak, że brakuje mu ciepła. Żal nam będzie się z nim rozstawać. Już się do niego przyzwyczailiśmy.
Ze szpitala chłopiec trafił do pogotowia opiekuńczego. Tam przebywał kilka miesięcy. O losach chłopca zadecydował sąd rodzinny w Puławach.
- Dziecko zostało adoptowane przez małżeństwo z Białej Podlaskiej - mówi Zenon Szymanek, przewodniczący Wydziału Rodzinnego w Sądzie Rejonowym w Puławach. - To nauczycielka i wojskowy. Nie mogli mieć własnych dzieci. Pracownicy ośrodka opiekuńczego wystawili im bardzo dobrą opinię.
Zanim Mareczek trafił do nowej rodziny, sąd nadał mu imię i nazwisko. Malec został zarejestrowany w Urzędzie Stanu Cywilnego pod imionami Marek Jan. Ale na prośbę nowych rodziców, którzy poprosili o pełne przysposobienie dziecka, zmieniono wpis w metryce urodzenia. Ze względu na jego dobro sąd nie ujawnia jego nowych danych. Dzięki temu chłopiec prawdopodobnie nigdy nie pozna swojej prawdziwej historii.
Wiadomo już także, jakie będą dalsze losy Doroty M., biologicznej matki chłopca. Trzy dni temu została skazana na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu. Sąd Rejonowy w Puławach oddał ją też pod dozór kuratora. Kobieta dobrowolnie poddała się karze.
Mareczek był już szóstym dzieckiem tej 39-letniej kobiety. Oskarżona tłumaczyła, że chłopca porzuciła m.in. ze względu biedę. Z mężem prowadzi gospodarstwo rolne. Mieszkają z piątką dzieci i ich dziadkami. Dziecko zostawiła w nadziei, że szybko znajdzie opiekuna. Prokurator oskarżył ją o narażenie dziecka na utratę życia.
- Żałuję - mówiła Dziennikowi Dorota M. - Ale co ja miałam zrobić innego? Ja myślałam o tym, żeby ze sobą skończyć. Ale przyszło opamiętanie, że przecież dzieci nie mogę tak zostawić. To jemu ma być lepiej. A tu co by go czekało?