W restauracji Gościnne Piwnice na deptaku nie byłem z 10 lat. Kiedyś była to jedna z najlepszych knajp w Lublinie. Była, ale się zbyła.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Kiedy w karcie zobaczyłem gruzińskie szaszłyki – me serce zabiło mocniej. W dodatku w kranie było moje ulubione Brackie. Najpierw wypytałem przesympatyczną kelnerkę, na czym polega gruzińskość szaszłyków. – Że są odpowiednio doprawione – padła bystra odpowiedź. Szaszłyk został zamówiony.
I stało się. Na talerzu wylądował gruziński szaszłyk z frytkami. Kawałki mięsa zostały nabite na metalowy szpikulec. Mięso było okryte smażoną cebulą. Jak to smakowało. Wydawało się, że frytki z lekka pachną rybą. Ale może się wydawało. Cebula była w porządku. A mięso. Pierwsze dwa kawałki były twarde i suche, trzeci soczysty. Czyżby kucharz nakładał przemiennie mięso z wczoraj i dziś? To soczyste poprawne. Podróbka gruzińskich szaszłyków kosztowała 30 zł. Tyle.
Najlepsza focaccia w mieście?
Powstaje naprzeciwko placu po Farze. W Santos Caffe mają piec opalany drewnem. Kilka razy udało się zjeść tam smaczną pizzę.
Ale focaccia jest jeszcze lepsza. Duża, na cały talerz, mocno od spodu podpieczona. Kiedy zapytałem, czy mogą ją upiec z mą ukochaną gorgonzolą, padła opowieść, że tak. I upiekli. Jadłem, potem jedliśmy (dosiadła się M.) – pycha.
Przyjemność popsuła nam szklanka Perły. Była zwietrzała, na dnie szklanki czaił się niesmak, zamiast smaku. Szkoda.