Interwencją policji zakończyły się wczorajsze rozmowy między prezesem MPK a związkami zawodowymi. Prezesowi spółki nie spodobał się udział w spotkaniu szefa „Solidarności”. Więc wezwał policję.
– Doszło do rozmów, ale pojawiły się rozbieżności, co do osób, które miały wziąć w nich udział – twierdzi Jacek Miłosz. – Dlaczego mam rozmawiać z tymi, którzy mają problemy, żeby wybrać swojego przedstawiciela?
Po przerwaniu spotkania oburzeni związkowcy głośno wyrażali swoje niezadowolenie. – Miałem informacje, że związkowcy zachowywali się w niewłaściwy sposób – wyjaśnia Miłosz. – Było podejrzenie, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli.
Policja przybyła na miejsce. – Nie było powodu do interwencji – mówi Agnieszka Pawlak z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Związkowcy tłumaczą, że domagają się tylko swoich racji. – Chcemy wiedzieć, na czym ma polegać restrukturyzacja firmy – wyjaśnia Krzysztof Dąbrowski, prezes NSZZ „Solidarność” MPK. – Takich informacji nie uzyskaliśmy od prezesa.
Dąbrowski uważa, że miał prawo być na spotkaniu. – To wynika z ustawy o związkach zawodowych.
Następne spotkanie zaplanowano na dzisiaj. Tym razem związkowcy przygotowali na piśmie listę swoich przedstawicieli. Prezes MPK po wczorajszym zamieszaniu został wezwany przez prezydenta Lublina Andrzeja Pruszkowskiego. – Prezydent chciał zapoznać się z sytuacją bezpośrednio – wyjaśnia Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta.
Ratusz tłumaczy decyzje kierownictwa MPK trudną sytuacją spółki. – Prezes Miłosz znajduje się w sytuacji, w której z jednej strony spotyka się z zarzutami części załogi, a z drugiej oczekiwaniami mieszkańców – mówi T. Rakowski. – Nie da się tego zrobić bez głębokiej restrukturyzacji firmy. Trzeba pamiętać, że równolegle cały czas toczą się prace związane ze zmianą systemu komunikacyjnego w Lublinie.