Zaczęło się zwyczajnie, jak to w urzędzie: interesantka przyszła o godz. 9. Chciała załatwić sprawę osobistą. Kiedy urzędniczki nie chciały jej pomóc, zamknęła na klucz drzwi do gabinetu i zażądała spotkania z prezydentem.
Ćwiczenia przy ul. Wieniawskiej zorganizował Wydział Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta. Odbywają się co roku, ale po raz pierwszy przeprowadzono je na taką skalę.
- To bardzo ważne, by ludzie umieli zachować się w sytuacjach zagrożenia terrorystycznego -mówi Andrzej Pruszkowski, prezydent Lublina. - A służby ratownicze muszą mieć możliwość przećwiczenia wszystkich procedur. Mam nadzieje, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca.
W akcji uczestniczyło około 50 osób. Trwała około 45 minut. Wcześniej pracownicy urzędu zostali powiadomieni o ćwiczeniach. Wszystko odbyło się zgodnie z planem.
- W normalnych warunkach taka akcja trwałaby trochę dłużej - mówi Waldemar Gregorek, zastępca dyrektora Wydziału Zarządzania Kryzysowego. - Choćby ze względu na policyjnych negocjatorów.
Organizatorzy byli zadowoleni z akcji. Okazało się jednak, że służbom ratowniczym brakuje odpowiedniego sprzętu. - Drabina, której używaliśmy podczas ćwiczeń ma 27 lat - ubolewa Dariusz Pietras z Komendy Miejskiej Straży Pożarnej. - A podczas akcji powinno się używać drabiny, która ma maksymalnie 15 lat. Robiliśmy już podobne akcje, ale nie w takim budynku.
Siedziba urzędu przy ul. Wieniawskiej to jeden z największych budynków w Lublinie. Pracuje w nim około 480 osób, a w ciągu dnia odwiedza go prawie 2 tysiące interesantów.