Para oskarżona o handel dopalaczami próbuje uniknąć procesu. Ich pełnomocnik przekonuje, że osoby, które zażywały niebezpieczne substancje same są sobie winne. Nie stosowały się bowiem do ostrzeżeń na opakowaniach.
- Zrobili to sami, wbrew ostrzeżeniom na opakowaniu, które mówiły, że produkt nie nadaje się do spożycia - przekonywał mec. Piotr Krystoń, obrońca oskarżonych. - Substancje nie zostały im przekazane bezpośrednio przez Jakuba G. ani przez Patrycję M., ale przez znajomego. Oskarżeni nie sprowadzili więc na nikogo niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia.
Obrona kwestionowała również szkodliwość samych dopalaczy. Z ustaleń śledczych wynika, że Jakub G. i Patrycja M. sprzedawali tego rodzaju substancje w sklepie Hindu Point przy ul. Furmańskiej w Lublinie. W swoim sortymencie mieli m.in. środek o nazwie "Cząstka Boga". To substancja w skład której wchodzi m.in. pentedron.
Wykazuje ona silne działanie psychoaktywne. Zdaniem specjalistów, na których powołała się prokuratura, "Cząstka Boga” jest groźna dla życia i zdrowia ludzi. Jeden z poszkodowanych tuż po zażyciu tej substancji stracił przytomność.
Jeszcze w śledztwie Jakub G. przekonywał, że środki, które sprzedawał służyły do rozstawiania w glinianych misach w rogach pokoju. Miało to zapewniać dobrą atmosferę w domu. Obrońca 27-latka przekonywał, że mężczyzna nie może teraz, jako właściciel firmy odpowiadać za sprzedaż "Cząstki Boga”.
- Jakub G. jest jedynie udziałowcem spółki - wyjaśniał mec. Krystoń. - Nie pełnił funkcji kierowniczej, bo nie mógł. Był bowiem wcześniej karany. Nawet, gdyby objął taką funkcję, to podjęte przez niego decyzje byłyby nieważne.
Sklep przy ul. Furmańskiej kilka razy była zamykany przez sanepid. Właściciel i ekspedientka zostali zatrzymani w marcu tego roku. Kobieta przyznała, że pracowała w sklepie, ale nie wiedziała, że sprzedaje dopalacze. Teraz oskarżonym grozi do 8 lat więzienia.
Wniosek o umorzenie sprawy zostanie rozpatrzony na początku grudnia.