Dwa tygodnie temu wyruszył podróż rowerową, by promować niesienie pomocy. Po 15 dniach i 2 tys. kilometrów pan Janusz wrócił do Lublina.
Janusz Kobyłka, krwiodawca i wolontariusz Polskiego Czerwonego Krzyża 5 sierpnia wyruszył z Lubartowa w podróż po Polsce, by promować ideę instytucji i zachęcać ludzi do wolontariatu. W ciągu dwóch tygodni przejechał 2 tys. km. W swojej podróży odwiedził wojewódzkie oddziały PCK, Zarząd Główny w Warszawie oraz podopiecznych PCK wypoczywających na koloniach nad polskim morzem.
– Przede wszystkim w tej podróży chodziło o promocję Polskiego Czerwonego Krzyża i zachęcanie ludzi do wstępowania do wolontariatu – mówi Janusz Kobyłka, wolontariusz i zapalony rowerzysta. – Wielu młodych ludzi nie wie nic o działalności PCK. Owszem słyszą o jakichś ogólnopolskich akcjach, zbiórkach humanitarnych, ale to nie tylko to. Dlatego rozdawałem ulotki i opowiadałem, że to nie jest ciężka praca.
Praca wolontariusza to czasami wyjście po zakupy seniorowi lub po prostu spędzenie z nim czasu na spacerze czy rozmowie. Podczas podróży Pan Janusz odczarowywał ten stereotyp, że Polski Czerwony Krzyż to tylko akcje o szerokiej skali. To także akcje edukacyjne, pomaganie osobom w krótkotrwałym kryzysie.
– To, co robisz dla drugiej osoby, jest bardzo przydatne i to zostanie w sercu. To niesamowite uczucie. Wierzę w ludzi i wierzę w to, że po jakimś czasie to przynosi efekty. Może nie od razu, ale zasieje to jakieś ziarno w głowach młodych ludzi – zachęcał do udziału w wolontariacie Janusz Kobyłka.
Dwa tysiące kilometrów o własnych nogach
Jako swój środek transportu podczas tej szczytnej akcji, nie po raz pierwszy wybrał rower. Charytatywnie jeździ od 2018 roku, łącznie przejechał już blisko 17 tys. km. Podczas tegorocznej akcji dziennie przejeżdżał średnio 100 km dziennie. Mówi, że największym nieprzyjacielem podczas jazdy jest wiatr i strome podjazdy.
– Wybrałem rower, bo po prostu to lubię. Samochodem to jest jazda od punktu A, do punktu B, a tutaj zatrzymuję się na jakichś stacjach benzynowych, miasteczkach, dzięki czemu spotykam innych ludzi. Niektórzy się dziwili, jak to można tyle przejechać – mówi z uśmiechem. – Zdarzały się dni, że przejechałem 60 km, ale jak złapałem wiatr w plecy, to dziennie wchodziło nawet 200 km.
W większości sam, ale serdecznie witany
W wielu miejscach spotykał wielu życzliwych ludzi. Dopytywali o cel podróży, oferowali jakąś kawę, ciasto, życzyli powodzenia podczas dalszej jazdy. Większość drogi jechał sam, ale pojawiali się także towarzysze, którzy serdecznie go witali i żegnali. Przez pewien czas podróżowali razem z nim.
– Przed większymi miastami, jak na przykład Warszawą, wiedzieli, kiedy będę i wyjechali mi naprzeciw. Gdy wyjeżdżałem, przez pewien czas jechali ze mną, odprowadzając mnie. Na przykład z Kraśnika przez pewien czas jechała ze mną grupa seniorów – mówi uśmiechając się.
Powitany jak bohater
Podczas swojej rowerowej wyprawy pojechał nad morze odwiedzić przebywające tam na koloniach dzieci, których wyjazd sfinansowało PCK.
– W tym roku dzięki pomocy innym mogliśmy zapewnić wypoczynek ponad setce dzieciom z województwa lubelskiego. W tym roku nasi podopieczni wypoczywają nad morzem, gdzie właśnie pan Janusz ich odwiedził – mówi Jan Staroch, prezes zarządu Polskiego Czerwonego Krzyża oddział Lublin.
– To było niesamowite uczucie. Dzieci malowały plakaty na mój przyjazd, ułożyły kolorowe kamyki na trasie, którą wjeżdżałem. Dzieci są niesamowite, miały tyle pomysłów na mój wjazd, że aż łezka się w oku zakręciła – wspomina Kobyłka. – Dzieci zadawały wiele pytań, jak na przykład pytania o drogę, czy mam jakieś zwierzątko, ale także o czym marzę oraz czy planuję napisać książkę.
Jak na razie pan Janusz planuje odpocząć, ale pewnie nie na długo. Rozmyśla, gdzie wybrać się na kolejną podróż rowerową.
Polski Czerwony Krzyż świętuje urodziny
W tym roku obchodzimy 105. rocznicę powołania do życia Polskiego Czerwonego Krzyża. Zaczęło się od opieki nad chorymi i rannymi, potem ich działalność zaczęła się rozrastać. Organizacja jest częścią Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Do licznych podejmowanych przez nią działań należą: udzielanie pomocy humanitarnej w czasie klęsk i wojen, pomoc socjalna, nauka pierwszej pomocy oraz edukacja. Działalność PCK kojarzy się z globalnym udzielaniem pomocy, ale tak naprawdę to są także małe inicjatywy lokalne.
– Polski Czerwony Krzyż generalnie działa w kierunku wszystkich osób, które są wykluczone, w kryzysie, niekoniecznie są w takim kryzysie długofalowym a ale też takim punktowym – tłumaczy Beata Lachowicz, rzeczniczka lubelskiego oddziału okręgowego PCK.
Działają na wielu płaszczyznach: wydają żywność potrzebującym, opiekują się osobami potrzebującymi, edukacją – PCK udziela pierwszej pomocy psychologicznej, jak zachowywać się w trudnych sytuacjach, uczą udzielać pierwszej pomocy.
Kto może zostać wolontariuszem Polskiego Czerwonego Krzyża?
Wolontariuszem PCK może zostać każdy, kto ma chęci, czas wolny, jest otwarty na pomoc innym.
– Wolontariusze są potrzebni zarówno w tej sferze edukacji, pomocy bezpośredniej jak i takiego działania w nagłych przypadkach, więc tutaj tego wolontariatu jest dużo. Od IT i promocje do działań typowo pomocowych, takich, gdzie dostarczamy żywność do mieszkań – wskazuje Lachowska.