Jednodniowy strajk przeciwko zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji zapowiadają tysiące kobiet w całej Polsce. W poniedziałek nie zamierzają pojawić się w pracy. – Poglądy naszych pracowników są ich prywatną sprawą – komentują rzecznicy lubelskich urzędów i uczelni.
Wszystko zaczęło się od postu Krystyny Jandy, która na portalu społecznościowym przypomniała, że 40 lat temu 90 proc. irlandzkich kobiet przerwało pracę, co rozpoczęło prawdziwą rewolucję. Niemal natychmiast na Facebooku zawiązało się wydarzenie „Ogólnopolski strajk kobiet”. Do wczoraj udział w nim zapowiedziało ponad 52 tys. osób., a kolejnych 68 tys. jest „zainteresowana”.
Zamiast iść do biur, sklepów czy uczelni kobiety spotkają się na debatach i pikietach. Co na to pracodawcy? – Jeżeli studentki nie przyjdą tego dnia na moje zajęcia to nie wyciągnę wobec nich żadnych konsekwencji – zapowiada dr Dagmara Woźniakowska-Fajst z Uniwersytetu Warszawskiego. „Wolne” tego dnia dała tez swoim pracownicom warszawska redakcja Gazety Wyborczej.
Na tak otwarte poparcie kobiecego protestu lubelskie instytucje się jednak nie zdecydowały.
– Poglądy pracowników urzędu są ich prywatną sprawą – mówi Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta Lublina. – Każdy sam decyduje kiedy chce korzystać z dni wolnych od pracy.
– Pracodawca nie może zawierać głosu w sprawach dotyczących sumienia pracowników – wtóruje Beata Górka, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego. – Zgodnie z prawem każdy pracownik może wziąć urlop po uzgodnieniu jego terminu z przełożonym lub urlop na żądanie.
– Jako uczelnia nie będziemy zajmować stanowiska w tej sprawie – mówi Aneta Adamska, rzeczniczka UMCS. – Decyzja o włączeniu się do akcji to indywidualna sprawa każdego.
Wielu pracodawców przyznaje jednak, że obawia się poniedziałku. – Nasz zespół składa się niemal wyłącznie z kobiet. Boimy się o to, jak będziemy funkcjonować jeśli wszystkie zdecydują się nie przyjść od pracy – usłyszeliśmy w jednej z sieci handlowych. – Nie ingerujemy jednak w ich decyzje. Mamy nadzieję, że będą na tyle rozsądne i ustalą między sobą sposób strajkowania nie wiążący się z paraliżem sieci.
– Liczę się z tym, że będzie trudno. Mój sekretariat to same panie – przyznaje lubelski przedsiębiorca. – Boję się, że w poniedziałek nie stawią się w pracy, ale z drugiej strony rozumiem ich potrzebę zajęcia stanowiska w tak ważnej sprawie.
Wiele kobiet nie wyobraża sobie, że mogłaby nie wziąć udziału w strajku. – Zadzwonię rano do pracy, że biorę urlop na żądanie. Wczoraj powiedziałam o tym wczoraj. Szef na pewno słyszał, ale nie zareagował. Jestem przekonana, że nie będzie miał o to pretensji – mówi Anna, księgowa.
Co o tej inicjatywie sądzi premier Beata Szydło? Zapytali o to dziennikarze na konferencji ws. rekonstrukcji rządu. Premier odpowiedziała krótko: Mogę mówić za siebie, ja przyjdę w poniedziałek do pracy.
W stolicy i w regionie
W Białej Podlaskiej uczestniczki ogólnopolskiego Strajku Kobiet mają się spotkać o godz. 10 na Placu Wolności. Swój sprzeciw zamierzają wyrażać przez sześć godzin, dlatego zabiorą ze sobą koszyki z przekąskami i ciepłymi napojami. W Lublinie panie zastanawiają się jeszcze, jaką formę protestu zastosują. Największa manifestacja w poniedziałek szykuje się w Warszawie.