Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

27 grudnia 2020 r.
15:16

Pani na Bronicach. Historia rodzinna niezwykłego miejsca

111 1 A A
Agnieszka Koecher-Hensel
Agnieszka Koecher-Hensel (fot. Małgorzata Sulisz)

We wspomnieniach mamy i ciotek: Arkadia. Ze starszego pokolenia nikt nie dożył zwrotu majątku. Tylko wnukowie dziadków – rozmowa z Agnieszką Koecher-Hensel.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

• Proszę opowiedzieć o swoich korzeniach rodzinnych.

– Rozmawiamy w Bronicach, domu rodzinnym mojej matki. Więc po matce Lubelszczyzna. Cztery pokolenia mojej rodziny tu mieszkały. Od praprapradziada Karola Wołka-Łaniewskiego, który w 1852 roku kupił majątek ziemski Bronice-Buchałowice. Trzy pokolenia Wołków-Łaniewskich tu rodziły się, wychowywały, umierały. A my – czwarte pokolenie – wnuki Antoniego, powróciliśmy tu z piątym i szóstym pokoleniem, czyli z naszymi dziećmi i wnukami. Mój ojciec był warszawiakiem z paru pokoleń, natomiast jego rodzina pochodziła z Saksonii. Koecher i Kreczmer, dwaj przyjaciele z Saksonii przywędrowali do Polski z wojskiem napoleońskim. Zatrzymali się w Warszawie, tak im się spodobała, że na szczęście pod Moskwę nie doszli. Tak więc mam także korzenie niemieckie.

• Kim był ojciec?

– Jan Koecher był aktorem i reżyserem, grał w Teatrze Narodowym. W filmie największą rolą był Stanisław Moniuszko w „Warszawskiej premierze” w reżyserii Jana Rybkowskiego z 1950 roku. Ojciec dużo słuchowisk reżyserował w radio.

• Babka?

– Matka mojej mamy, Lubusza Wołk-Łaniewska z domu Łopuska. Jej matka zmarła przy porodzie drugiej córki, Heleny, gdy babcia miała dwa lata, więc dziewczynki wychowywały ciotki artystki, siostra ojca Józefa Łopuska i siostra matki Zofia Vieweger. Obie były pianistkami, Zofia również śpiewaczką i autorką tekstów wielu pieśni.

Panienki Łopuskie wychowywane też były na artystki. Helena została wybitną pianistką i kompozytorką. Babcia chodziła do szkoły malarstwa Miłosza Kotarbińskiego. W trakcie studiów babci Lubuszy ciocia Zosia przyjechała z nią do Nałęczowa. Przypuszczam, że zarabiała koncertami w uzdrowisku.

Wzięła ze sobą siostrzenicę, bo wiadomo było, że tu się dobrze panny za mąż wydaje. I rzeczywiście, dziadek zobaczył ją w parku i się zakochał.

Babcia nie skończyła studiów, przeniosła się na wieś. Jednak niezbyt wiejskim życiem się rozsmakowała, nie zajmowała się domem, raczej malowała i książki czytała. Interesowało ją życie towarzyskie.

Rok 1903: Lubusza Łopuska

• Była piękną kobietą?

– Bardzo. Miała wielu adoratorów. Opowiadała, że jak miała siedemnaście lat, to jedenastego odrzuciła. Mówiła: masz siedemnaście lat i nie masz ani jednego adoratora? Na nieszczęście uznała, że mi pomoże. Chciała mnie swatać z jakimś marynarzem. Co myśmy z ciocią Lubą Miklaszewską, starszą siostrą mojej mamy wyczyniały, żebym sobie mogła sama załatwić adoratora. Kilku kolegów udawało przed babcią, że starają się o moją rękę. Babcia prowadziła z nimi rozmowy intelektualne, w końcu mnie wezwała i mówi: Bardzo są sympatyczni ci chłopcy, ale to nie są poważni adoratorzy. Jak to babciu, niepoważni? No wiesz, młodzi, bez pozycji, taki przyzwoity adorator to ktoś starszy, z pozycją, adwokat albo lekarz.

Wpadłam na pomysł, żeby przedstawić babci starszego kolegę. Jeden ze znajomych był scenografem czy rekwizytorem w filmie, a kolekcjonował stare zegary. Był bardzo przystojny, rasowy. I nazywał się Sasza Panfiłow. Świetnie się do roli poważnego konkurenta nadawał. Powiedziałam mu, że babcia ma 24 godzinny zegar po dziadku, strasznie się zapalił. Babcia się tak zachwyciła Saszeńką, że wyszedł od niej z zegarem w prezencie.

• Babcia interesowała się teozofią?

– Bardzo. W końcu była pasierbicą jasnowidzącej Heleny Łopuskiej, właścicielki willi „Łopuszanka” przy ul. Puławskiej w Kazimierzu Dolnym, gdzie prowadziła światowy i niezwykły salon, goszcząc znakomitych artystów, w tym Józefa Czechowicza, czy Juliana Ochorowicza, znanego specjalisty od zjawisk mediumicznych. W Bronicach bywał  pan Andruszkiewicz, którego ciało astralne przez ścianę przechodziło, Helena Łopuska musiała tu też przepowiadać przyszłość. Babcia w dzieciństwie karmiła mnie niesamowitymi opowieściami z tamtego czasu. Przyjeżdżał taki pan, co zamykał oczy i rysował portret człowieka, o którym myślisz, a którego w życiu nie widział. Moja siostra cioteczna ma zachowany taki portrecik, z którym babcia się nie rozstawała. 

Rok 1933: Ślub w Bronicach

• Tata z mamą poznali się...

– Po wojnie w Polskim Radio. Mama była sekretarką dyrektora Stefczyka, tata szkolił spikerów. Ja się urodziłam w Milanówku w 1949 roku, gdzie była wówczas najlepsza klinika położnicza, tam mieszkała też ciocia Luba. Dawno to było, co? Mama była straszną koniarą, dziadek też koniarz. Konie były jej wielką miłością do samego końca życia; myśmy z siostrą mamie do grobu małego konika wrzuciły.

• Co to jest miłość?

– To rodzaj choroby, człowiek przestaje patrzeć na świat normalnie, obiektywnie. I jest szczęśliwy. I wszystko się podoba. Wszystko wychodzi. Najcudowniejszy stan, jaki można sobie wymarzyć.

• Edukacja?

– Szkoła podstawowa w Warszawie, gdzie mieszkaliśmy. Dalej ogólniak, polonistyka na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i na Uniwersytecie Warszawskim ze specjalnością teatrologiczną. Po studiach zaczęłam pracować w Instytucie Sztuki PAN w Zakładzie Historii i Teorii Teatru. Zajmowałam się historią teatru, najpierw aktorstwem potem przerzuciłam się na scenografię. Pomagałam kolegom w Katowicach, którzy tworzyli Centrum Scenografii Polskiej Muzeum Śląskiego. Skończyłam więc też studia podyplomowe z zakresu muzealnictwa. Wydałam dwa roczniki „Pamiętnika Teatralnego” poświęcone Gombrowiczowi. W zeszłym roku chwalebnie przeszłam na emeryturę. Skończyłam 70 lat i powiedziałam: już koniec.

• Skąd pomysł na to, żeby odzyskać dwór i urządzić tu dom pracy twórczej, scenę na dworze, pokazywać spektakle?

– To jest nasze rodowe gniazdo. We wspomnieniach mamy i ciotek: Arkadia. W czasie wojny majątek przejęli Niemcy, dziadkowe zostali upchnięciu na górze. Dom ocalał, Niemcy dbali o dom, ale wywieźli najcenniejsze antyki i działa sztuki. Jak weszli Rosjanie, urządzili tu szpital, trochę książkami ze wspaniałej biblioteki gromadzonej przez pokolenia palili w piecu. Przyszła władza ludowa, dziadka zamknęli w więzieniu, bo wroga klasa. Dom został przejęty przez skarb państwa w idealnym stanie. Ludzie rozkradli zabudowania gospodarcze, nie zostało nic poza renesansowym lamusem i murami obronnymi z renesansowego dworu, który stał tu wcześniej. Wycinali drewniane belki stropowe z naszego domu. Jeden z nich podczas wycinania w wigilię spadł i się zabił.

Rok 1900: Antoni Wołk-Łaniewski

• Co działo się dalej?

– W 1970 zniszczony dwór został uznany za zabytek pod ochroną. Dostała go w użytkowanie Biblioteka Publiczna im. Hieronima Łopacińskiego na magazyn zbiorów specjalnych. PKZ przygotowało projekt rewaloryzacji i w latach osiemdziesiątych zainstalowała się tu biblioteka. Na ponad 30 lat.

Po 1990 roku mama rozpoczęła starania o odzyskanie naszego domu rodzinnego, ponieważ został przyjęty niezgodnie z ustawą o reformie rolnej. Dziadkowie dostali zakaz zbliżania się do dworu w promieniu 50 kilometrów. Nigdy w życiu już tu nie przyjechali. Właściwie tylko moja mama i ciocia Luba tu bywały, jeżdżąc do Kazimierza. Jak mama zmarła, ja przejęłam starania o odzyskanie domu. W 2014 roku dom rodzinny został nam zwrócony. I dopiero zaczął się kłopot.

• Dlaczego?

– Trzy poziomy po 600 metrów kwadratowych powierzchni. 1800 metrów do ogrzania i utrzymania. Ze starszego pokolenia nikt nie dożył zwrotu majątku. Tylko wnukowie dziadków. Wszyscy jesteśmy już na emeryturze. Dworem zajmuje się więc bardziej młodsze pokolenie. Ja staram się jak najczęściej bywać. Postanowiliśmy, że nadal to będzie dom rodzinny z artystyczną duszą. Kiedyś odbywały się tu koncerty, wróciliśmy do koncertów. Odbywają się spektakle teatralne, warsztaty, wystawy, spotkania. Pamiętam, jak pokazałam tu pierwszy spektakl:  monodram Ireny Jun „Biesiadę u hrabiny Kotłubaj” według Gombrowicza, w salonie był komplet, ponad sto osób i świetny odbiór. Przed wojną w naszej wsi istniał teatr amatorski. Broniczanie mają teatr we krwi. Zbudowaliśmy też eksperymentalną scenę plenerową Polskiego Ośrodka Międzynarodowego Instytutu Teatralnego /ITI/, scenę w ogrodzie, za którą młodzi projektanci Konrad Weka i Artur Zakrzewski dostali nagrodę na Praskim Quadriennale Scenografii i Architektury Teatralnej w 2019 roku. Sponsorowała nas „Cisowianka”. Chciałabym w najbliższym czasie, jak tylko będzie to możliwe, pokazać spektakl Mateusza Nowaka „Od przodu i od tyłu” o Niemcewiczu, który bywał częstym gościem w tym majątku u Dembowskich, z którymi się przyjaźnił. Teraz przyjeżdża tu też mnóstwo interesujących osób. Można wynająć pokój i pisać na przykład scenariusz albo malować okolice. Piszemy projekty, działamy.

• Jakiej zasady trzyma się pani w życiu?

– Żeby robić to, co się lubi i czego się sens widzi. Nie pieniądze są najważniejsze.

• Co w życiu jest najważniejsze?

– Pasja i przyjaźnie.

Rok 1930: pokój stołowy

• Czas ucieka, wieczność czeka. Boi się pani przemijania?

– Każdy wiek ma swoje prawa i uciążliwości. Nadal robię to, co jest potrzebne.

• Marzenia?

– Żeby ten dom żył i kwitł. I wszyscy zdrowi byli.

• Jak pamięta pani wigilię z dzieciństwa?

– Niewielkie mieszkanko w Warszawie, w niewielkim składzie najbliższej rodziny. Mama szykowała wigilię i zawsze był problem z karpiami, które pływały w wannie przed świętami. Mama powiedziała, że nie zabije ich, tata, że nie zabije, więc mama wynosiła ryby na balkon, żeby zasnęły. Na stole było skromnie. Zawsze śledź, po japońsku i oliwie z cebulką, barszcz czerwony z uszkami, ryba w galarecie, ryba po grecku, karp smażony. Ciasto drożdżowe, bez makowca, bo mama nie umiała robić, ale bywały za to kluski z makiem. My dziś, choć z wielu rzeczy rezygnujemy, uszka robimy tradycyjnie. To specjalność domu. Na bożonarodzeniowy obiad podawało się schab pieczony, kaczkę lub indyka. Moją specjalnością jest pasztet, w tym roku będzie z dziczyzny.

Rok 1933: Dwór w Bronicach

Dwór w Bronicach

Budowla w stylu klasycystycznym, piętrowa w kształcie prostej bryły autorstwa Christiana Piotra Aignera. Wystrój architektoniczny jest skromny, wręcz surowy. Jedyny ozdobniejszy detal stanowią kamienne kroksztyny, które wspierają taras przy salonie od strony południowej. Budynek nakryty jest wysokim czterospadowym dachem. W salonie zachowały się  fragmenty dekoracji sztukatorskiej autorstwa Fryderyka Baumana, przyjaciela i wspólnika Aignera.

Obok pałacu zbudowana została budowla z rotundą w narożu. W swojej historii pałac przechodził różne koleje od świetności, po ruinę. Budynek był przebudowywany i rozbudowywany. W początkach XX wieku, w wieży znajdowała się wieża ciśnień, w niższym budynku urządzono kuchnie angielską, maglową sień,  pomieszczenia dla służby. Budowla ulegała ciągłemu niszczeniu i statecznie rozebrano ją w latach 60-tych XX wieku. Pałac otaczał 15 hektarowy park, niszczony i wycięty w okresie po II wojnie światowej.

Bronicki dwór powstał w obecnej formie w latach 1799-1801 jako siedziba ówczesnego właściciela Bronic, kasztelana Józefa Dembowskiego. Majątek przeszedł w ręce Wołk-Łaniewskich w roku 1852 i przez trzy pokolenia pozostawał główną siedzibą rodziny. W roku 2014, po wielu latach starań, rodzina odzyskała dwór z najbliższym otoczeniem.

e-Wydanie

Pozostałe informacje

Śnieg nie przeszkadzał lubelskim biegaczom. Sobota jak co tydzień w Saskim
zdjęcia
galeria

Śnieg nie przeszkadzał lubelskim biegaczom. Sobota jak co tydzień w Saskim

W Lublinie nie brakuje miłośników biegania, a niektóre grupy robią to regularnie - bez względu na warunki atmosferyczne. Jedna z nich to "parkrun Ogród Saski", która spotyka się co sobotę, punkt o 9. Jej członkowie biegali również dzisiaj, podczas intensywnych opadów białego puchu.

Jak na narty to do Kazimierza. Pogoda i frekwencja dopisały
galeria

Jak na narty to do Kazimierza. Pogoda i frekwencja dopisały

Opady śniegu i niska temperatura to idealne warunki do jazdy na nartach i snowboardzie. Sporym zainteresowaniem cieszą się lokalne stoki działające na Lubelszczyźnie, jak ten w Kazimierzu Dolnym.

Budują ekspresową S19 - drugą nitkę obwodnicy Kocka i Woli Skromowskiej
zdjęcia
galeria

Budują ekspresową S19 - drugą nitkę obwodnicy Kocka i Woli Skromowskiej

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad pokazała nowe zdjęcia z budowy drugiego etapu obwodnicy Kocka i Woli Skromowskiej w ciągu drogi S19. W tym tygodniu betonowano przeprawę przez rzekę Wieprz.

Z lewej nowa tablica poświęcona odzyskaniu praw miejskich, którą umieszczono na budynku Urzędu Miejskiego. Po prawej grafika przygotowana przez Domicjana Grabowskiego

Kurów znów z burmistrzem. Pamiątkowa tablica i grafika z okazji odzyskania praw

Liczący ponad 2,6 tys. mieszkańców Kurów od nowego roku, po 153 latach przerwy, ponownie jest miastem. Z okazji odzyskania praw Ratusz zyskał symboliczną tablice, radni przyjęli specjalną uchwałę odbierając jednocześnie gratulacje od samorządowców z całego powiatu puławskiego i województwa lubelskiego.

Sylwester z Trzydziestką
foto
galeria

Sylwester z Trzydziestką

Sylwester w Klubie 30, to była niezapomniana noc. Impreza trwała do białego rana, a na parkiecie prawdziwy ogień. Zapraszamy do obejrzenia naszej fotogalerii, w której zobaczycie jak się bawiono podczas tej wyjątkowej nocy.

Gdyby wybory odbyły się w styczniu do urn poszłoby 82 proc. uprawnionych

Dobre wieści dla Kaczyńskiego, złe dla Hołowni. Polacy robią skręt na prawo

CBOS opublikował nowy sondaż przedstawiający poparcie dla partii politycznych w Polsce. Największe powody do zadowolenia ma Prawo i Sprawiedliwość, które po raz pierwszy od ostatnich wyborów - zrównało się z Koalicją Obywatelską zyskując w ciągu ostatniego miesiąca 3 punkty procentowe. Podium zamyka Konfederacja.

Szok w Lublinie. Polski Cukier AZS UMCS zmienia trenera

Szok w Lublinie. Polski Cukier AZS UMCS zmienia trenera

Niespodziewane wieści w sobotę napłynęły z Lublina. Polski Cukier AZS UMCS dzień przed ligowym meczem z Enea AZS Politechniką Poznań poinformował, że Krzysztof Szewczyk nie jest już trenerem drużyny koszykarek. W niedzielę akademiczki poprowadzi Marek Lebiedziński.

Rafał Król znowu zagra w Stali Kraśnik

Rafał Król znowu zagra w Stali Kraśnik

Plotki okazały się prawdziwe. Po tym, jak w środę Rafał Król pożegnał się z Motorem Lublin w kuluarach mówiło się, że doświadczony pomocnik wkrótce po raz kolejny wyląduje w Stali Kraśnik. Długo na potwierdzenie nie trzeba było czekać, bo czwartoligowiec w sobotę potwierdził transfer „Królika”.

Motor wyleciał do Turcji w 27-osobowym składzie

Motor Lublin wyleciał na obóz do Turcji. Nowe twarze w kadrze

Zgodnie z planem w sobotę piłkarze Motoru wylecieli na zgrupowanie do tureckiego Belek, które potrwa do 25 stycznia. W kadrze ekipy z Lublina znalazło się 27 piłkarzy, w tym kilka nowych twarzy.

Studniówki dawniej. Tak się bawili nasi rodzice
foto
galeria

Studniówki dawniej. Tak się bawili nasi rodzice

Wraz z początkiem roku w lubelskich – i nie tylko – szkołach rozpoczęły się bale studniówkowe. Jako pierwsi bawili się maturzyści z ZSE im. A. i J. Vetterów w Lublinie oraz IV LO im. Stefanii Stempołowskiej w Lublinie. Dzisiaj przypominamy, jak się bawili nasi rodzicie oraz najpopularniejsze zwyczaje studniówkowe.

Pierogi, falbanki i brzuszki. Takich ruskich jeszcze nie jedliście

Pierogi, falbanki i brzuszki. Takich ruskich jeszcze nie jedliście

Najpierw ruskie, a potem każde inne – tak często mówią miłośnicy pierogów. Po latach poszukiwań udało się zdobyć kresowy przepis na bezbłędne pierogi z nadzieniem z ziemniaków i sera. Jeszcze takich ruskich nie jedliście.

Kabina ma służyć uczniom zamojskiej szkoły

Nowość w szkole katolickiej. Po co to miejsce uczniom?

Na pierwszy rzut oka przypomina szafę pancerną, tyle że z szybką. Kształtem zbliżona jest również do konfesjonału, ale na pewno nim nie jest Taką kabinę udostępniła swoim uczniom Katolicka Szkoła Podstawowa im. Ojca Pio w Zamościu. Po co?

Tyran De Lattibeaudiere jest ostatnio w znakomitej dyspozycji

PGE Start Lublin walczy o rozstawienie w Pucharze Polski, w niedzielę mecz ze Stalą Ostrów

PGE Start Lublin w niedzielę o godz. 17.30 podejmie w hali Globus Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski.

Młody człowiek został zatrzymany, a decyzją sądu aresztowany

Nikomu już tego nie sprzeda. Diler aresztowany na trzy miesiące

Miał marihuanę, amfetaminę i haszysz. Dilował tym nielegalnym towarem. Ale już nie będzie. Policjanci go zatrzymali, a sąd uznał, że 23-latek powinien stracić wolność.

Volkswagen roztrzaskał się na przydrożnym drzewie

Tragiczny wypadek w środku nocy. 30-latek nie przeżył

Samochód został zmiażdżony, a kierowca tak poważnie ranny, że poniósł śmierć na miejscu. Do tragicznego w skutkach wypadku doszło ostatniej nocy.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium