Zmarł saper, który został ranny w wyniku eksplozji niewybuchu w Kuźni Raciborskiej (woj. śląskie) - podaje portal polsatnews.pl. Mężczyzna walczył o życie w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu. To trzecia ofiara tego tragicznego zdarzenia.
8 października w lesie nieopodal Kuźni Raciborskiej odnaleziono niewybuchy. Niewypały zabezpieczono, a ich rozbrajaniem trzy dni później mieli zająć się saperzy z 29. patrolu rozminowania 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic. Niestety, na miejscu doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch żołnierzy (sekcja zwłok wykazała, że przyczyną ich śmierci były rozległe obrażenia wielonarządowe), a czterech innych zostało rannych.
Jak podaje polsatnews.pl, ciężko ranny mężczyzna zmarł dzisiaj w szpitalu. W placówce medycznej w Sosnowcu przebywa jeszcze jedna osoba. Kolejny z rannych saperów jest za to w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Jeden z żołnierzy został wypisany do domu w ciągu kilku godzin po eksplozji, bo odniósł niewielkie obrażenia.
Nieco szerzej pracy saperów przygląda się Tygodnik Zamojski. Jak czytamy, wyjazdy żołnierzy do rozbrajania niewybuchów są częstym widokiem. St. chor. szt. Grzegorz Kloc, dowódca Patrolu Rozminowania nr 351 Warszawskiej Brygady Pancernej w Chełmie, przyznaje, że w tym roku saperzy, którymi kieruje, interweniowali już ponad 200 razy. Jego grupa działa na terenie 12 powiatów.
- Bywają dni, że mamy 3, a nawet 4 wyjazdy dziennie. Niewybuchy najczęściej znajdowane są w okresie od wiosny do jesieni, gdy rolnicy przeprowadzają prace polowe - tłumaczy st. chor. szt. Grzegorz Kloc, cytowany przez Tygodnik Zamojski.
Czasopismo podaje również, że według pierwszych szacunków, po II wojnie światowej w ziemi leżało ok. 9 mln min i 25 mln sztuk amunicji. Te liczby były jednak niedoszacowane o kilka milionów. Regularne zabezpieczanie i rozbrajanie niewypałów prowadzone jest od 1956 r.