49-letni mężczyzna podpalił się w czwartek przed gmachem sądu w Świdniku. Ranny trafił do szpitala. Kilka dni temu został skazany w głośnej sprawie, dotyczącej policyjnej interwencji w Pliszczynie
Do tragedii doszło ok. godz. 10:30. 49-latek przyszedł przed budynek sądu przy ul. Wyszyńskiego i oblał się łatwopalną substancją.
– Podpalił się niedaleko wejścia. Potem zaczął zrywać z siebie płonące ubranie. Zrzucił z siebie koszulkę. Później usiadł po turecku i siedział poparzony. Za chwilę na miejscu była policja – relacjonuje jeden ze świadków zdarzenia.
Poparzonemu mężczyźnie pomagali m.in. pracownicy sądu. Wezwali policję i pogotowie.
– Kiedy policjanci dotarli na miejsce, mężczyzna zaczął zdejmować z siebie płonącą odzież – przyznaje Elwira Domaradzka, oficer prasowy świdnickiej policji. – Mundurowi udzielili mu pierwszej pomocy.
Ranny został przewieziony do centrum leczenia oparzeń w Łęcznej.
– Stan pacjenta jest stabilny. Mamy z nim kontakt. Obecnie nie przekazujemy jednak żadnych informacji dotyczących dalszych rokowań – mówi Krzysztof Bojarski, dyrektor lecznicy.
Miejsce zdarzenia zostało zabezpieczone przez policjantów i prokuraturę.
– Zabezpieczamy nagrania z kamer monitoringu i przesłuchujemy świadków. Nie ustaliliśmy jeszcze, dlaczego mężczyzna targnął się na swoje życie – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Zostawił list
Z nieoficjalnych informacji wynika, że 49-latek zostawił list. Śledczy nie wypowiadają się jednak w tej sprawie. Zdarzenie może mieć związek z wyrokiem, jaki zapadł właśnie w świdnickim sądzie.
49-latek z Pliszczyna i jego rodzice zostali skazani za naruszenie nietykalności oraz znieważanie policjanta.
Opisywaliśmy tę sprawę w lutym 2016 r.
Przed domem rodziny P. doszło wówczas do dramatycznej interwencji. 75-latek i jego żona relacjonowali, że zostali poturbowani przez policjanta. Dla kobiety skończyło się to złamaniem nogi, a dla jej męża podbitym okiem. Policja wyjaśniała po zdarzeniu, że to mundurowy został zaatakowany przez emerytów.
Awantura
Do awantury doszło po tym, jak małżonkowie wracali z niedzielnej mszy. Parkowali samochód w garażu.
– Wtedy policjant wyciągnął mnie z auta i rzucił w błoto, jak psa – wspominał wówczas 75-letni Jan P. – Kiedy próbowałem się podnieść uderzył w mnie z główki.
Policyjny radiowóz ruszył za emerytem, bo ten, skręcając na swoją posesję, miał zajechać im drogę. Nie włączył przy tym kierunkowskazu. Według policji późniejszą szarpaninę miał sprowokować 75-latek. Nie chciał pokazać prawa jazdy, a jego żona okładała policjanta grabiami.
– Żona chciała podbiec na ratunek, ale policjant kopnął ją w nogę tak, że ją złamał. Po chwili też zaatakował żonę gazem – tłumaczył po interwencji pan Jan.
Kobieta skończyła z nogą w gipsie. Policjant z siniakiem w okolicy łopatki poszedł na krótkie zwolnienie. Wyjaśnieniem okoliczności sprawy zajęła się prokuratura. Śledczy umorzyli wątek dotyczący poturbowania emerytów przez policjanta. Postawili przed sądem rodzinę P., oskarżając małżonków i ich syna o naruszenie nietykalności, groźby oraz obrażanie mundurowego.
W ubiegły wtorek sąd skazał wszystkich troje. Małżonkom wymierzył kary po roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Syn, za znieważanie i groźby pod adresem policjanta, dostał pięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Do tego należy doliczyć odpowiednio po 1000 zł i 800 zł zadośćuczynienia oraz po 700 zł i 300 zł grzywny. Wyrok nie jest prawomocny.