W wyborach z 4 czerwca 1989 roku, do Sejmu dostał się Ignacy Czeżyk. Przedstawiciel Komitetu Obywatelskiego w powiecie puławskim.
Zdobył ponad 130 tys. głosów. Do dzisiaj aktywnie działa w miejskim samorządzie. Jest radnym Prawa i Sprawiedliwości.
– To był wielki, społeczny płomień, ogromny entuzjazm. W kampanii wyborczej wiele zawdzięczam młodzieży, która malowała plakaty, roznosiła ulotki, bo marzyła o wolności i demokracji. Nikogo nie trzeba było do tego namawiać. Dzisiaj nazwałbym ich wolontariuszami wolnej Polski – mówi były poseł.
W czasach, w których nie było internetu, bazowano na spotkaniach z wyborcami. – Były ich setki, od Stężycy przez Lubartów, Michów, Kurów, Nałęczów. Korzystaliśmy z remiz strażackich, sal katechetycznych, byliśmy na jarmarkach i odpustach. Tego było ogromnie dużo, a na każdym z nich tłumy ludzi – opowiada.
Podczas niektórych z nich zabierał ze sobą skrzypce i grał pieśń „Musimy siać”. – Ludzie wstawali, zdejmowali nakrycia głowy, słuchali ze zdumieniem – opisuje Ignacy Czeżyk. Podczas takich spotkań obecni byli także przedstawiciele „bezpieki”. – Wiedzieliśmy o nich, ale nie przejmowaliśmy się tym. Oni często za nami chodzili – przyznaje.
Jednym z obowiązkowych punktów kampanii była wycieczka kandydatów z poszczególnych komitetów na Pomorze, gdzie w sali BHP Stoczni Gdańskiej ustawiali się w kolejce do promocyjnego zdjęcia z Lechem Wałęsą. – Mam takie zdjęcie, ale go nie eksponuję. Zdjęć z Lechem mam wiele, bo znaliśmy się już wcześniej (z czasów pierwszych strajków - red). Prowadziłem mu nawet później kampanię na wsiach i w tych miejscach on wygrywał – dodaje obecny radny PiS. – On przeprowadził tę rewolucję, świat nadal go ceni i ma za co. Moim zdaniem, gdyby nie Wałęsa, władza nie zgodziłaby się na takie ustępstwa – przekonuje.
Ignacy Czeżyk, mimo zastrzeżeń do zmiany ordynacji, zarówno Okrągły Stół, jak i wybory 4 czerwca, ocenia pozytywnie. – To był dobry kompromis w kierunku zjednywania narodu. Nie wszystko akceptowałem, ale wiedziałem, że dla dobra sprawy, pewnych zobowiązań musimy dotrzymać – mówi były parlamentarzysta.
Miło wspomina także swoją pierwszą i jedyną kadencję w Sejmie, pracę nad nową konstytucją, ustawą samorządową, „odkłamywaniem historii”, obecnością chrześcijańskiej symboliki itp. Za największą porażkę uznaje natomiast rozparcelowanie i zniszczenie PGR-ów.