Rozgrzebane inwestycje, przedłużające się zastoje produkcyjne, kontrowersyjne umowy sponsoringowe, zbyt wysoka liczba menedżerów w strukturze zatrudnienia, rosnący import nawozów zagranicznych i ogromna strata netto - tak w dużym skrócie wygląda dzisiaj sytuacja Zakładów Azotowych w Puławach.
Tuż po dzisiejszej konferencji prasowej członkowie zarządu grupy kapitałowej "Puławy", która współtworzy Grupę Azoty powiedzieli wprost: sytuacja spółki jest tragiczna.
Jak przypomniał Hubert Kamola, nowy prezes zarządu Zakładów Azotowych, w ciągu ostatnich sześciu kwartałów strata netto przekroczyła 1,2 mld złotych. To oznacza, że spółka od półtora roku de facto nie zarabia. I nie wiadomo kiedy zacznie.
Za dużo menedżerów
Nowy zarząd potanowił ciąć koszty tam, gdzie to możliwe. Trwają przygotowania do wprowadzenia "programu naprawczego", którego skutkiem będzie między innymi ograniczenie liczby etatów, zwłaszcza menedżerskich. Nie będą to jednak zwolnienia, a raczej nieprzedłużanie umów oraz zachęty do przechodzenia pracowników na emeryturę. Do końca roku prawa do takich świadczeń nabędzie 108 pracowników.
– Naszym celem jest uproszczenie i urealnienia nadmiernie rozbudowanej struktury zatrudnienia, czego efektem będzie szybsze podejmowanie decyzji oraz bardziej zintegrowane środowisko pracy. Dołożymy wszelkich starań, by ten proces przebiegał w sposób namniej uciążliwy dla pracowników – mówiła dzisiaj wiceprezes ZA, Katarzyna Stasiak.
– Nie mamy w planach żadnych zwolnień grupowych, ale przyglądamy się efektywności naszych biur, pionów. Wszystko zostanie szczegółowo prześwietlone - uzupełnił prezes Hubert Kamola. - We wszystkich obszarach planujemy optymalizację.
Nadal stoją
Jednym z licznych problemów puławskiej spółki są wyłączone instalacje. Tylko na tej produkującej kaprolaktam zatrudnionych jest 350 osób. A instalacja stoi od wiosny zeszłego roku. Na utrzymanie linii, która nie przynosi żadnych dochodów, wydano już 70 mln zł, ale zwolnień nikt nie zapowiada. Podobnie jak wznowienia produkcji. Pomóc miałyby w tym sprowadzenie tanich surowców do wytwarzania kaprolaktamu. Rozmowy w tej sprawie podobno trwają.
Spółka analizuje również to, jak zmniejszyć emisyjność instalacji melaminy, bo jak przyznają jej władze - obecny poziom ceny nie pozwala na pokrycie kosztów produkcji. W efekcie dwie z trzech instalacji czekają na lepsze czasy.
Jakby tego było mało, kluczowe inwestycje ślimaczą się. Według zarządu "Puław" spore opóźnienie ma instalacja do granulacji mechanicznej saletry oraz budowa instalacji do produkcji i neutralizacji kwasu.
– Niestety większość inwestycji jest przekroczona co do czasu realizacji i nakładów, a zapowiadane efekty nie są na oczekiwanym poziomie – przyznał Hubert Kamola. Z kolei według jego zastępcy, Wojciecha Szmyły, jednym z błędów poprzednich władz spółki było podejmowanie kluczowych decyzji bez właściwych analiz.
Wydane 1,2 miliarda "nie przyniesie żadnej poprawy"
Przykładem jest warta ponad 1,2 mld zł nowa elektrociepłownia, a dokładniej blok węglowy o mocy blisko 100 MW. Poprzednie władze "Puław" tłumaczyły, że będzie to inwestycja o wiele tańsza od pomysłu gazowej czterysteki, a przy tym dzięki parze technologicznej, bardziej "skrojona na miarę potrzeb" samych Azotów. Obecni prezesi są przeciwnego zdania.
– Uruchomienie tego bloku nie przyniesie żadnej poprawy jeśli chodzi o koszty, ekonomikę. Niczego nie uzyskamy. Budowanie kotła węglowego to przecież nie jest deklarowana dekarbonizacja, a karbonizacja - stwierdził wiceprezes Szmyła.
– Decyzja o budowie BW100 to jest krok wstecz. Blok już stoi, wygląda ładnie, ale przy cenie 70 euro za jedną jednostkę emisji (CO2) to jest istotne obciążenie – ocenił prezes Kamola, który przypomniał, że europejskie firmy z branży chemicznej i nawozowej, jak Anwil, Orlen, czy norweska Yara bazują na kotłach gazowo-parowych, a nie węglowych. Puławski kocioł pod koniec czerwca ma rozpocząć kolejny rozruch, który potrwa do października (poprzedni zakończył się awarią).
Prezes dodał jednocześnie, że węgiel z Bogdanki, który ma być głównym paliwem dla nowego kotła, wcale nie jest najtańszy na rynku. Zasugerował tym samym, że to właśnie Lubelski Węgiel może stać się jednym z głównych beneficjentów rozbudowy węglowej energetyki w Puławach.
Salwy ku chwale ojczyzny
Nie byłby to pierwszy raz, kiedy pieniądze wypracowane przez ZA zasiliłyby podmioty z innych części Lubelszczyzny. Nowy zarząd Azotów zwrócił uwagę m.in. na kontrowersyjne umowy sponsoringowe i darowizny zawierane na przestrzeni ostatnich 8 lat. W tym czasie "Puławy" na cele te wydały ponad 117 mln zł.
– Część z nich nie dotyczyła ani Puław, ani powiatu puławskiego. To były pieniądze trwonione na różne inicjatywy w Kraśniku, Świdniku, Włodawie, Zamościu, Terespolu. Sponsorowaliśmy nawet salwy ku chwale ojczyzny w Grójcu, pamiętniki sandomierskie itp. - wyliczał Hubert Kamola. Azoty płaciły nawet za wozy strażackie dla ochotników z drugiego końca województwa. - Takie rzeczy definitywnie się skończyły.
Nie znaczy to jednak, że lokalne kluby sportowe takie jak Wisła Puławy, czy Azoty-Puławy już nigdy pieniędzy z chemicznego kombinatu nie zobaczą. – Obecnie szukamy rozwiązań pomostowych, a wsparcie całej grupy kapitałowej deklarujemy, jak tylko wzrosną nasze możliwości finansowe. Wtedy oczywiście z chęcią wrócimy do naszego mecenatu i roli społecznej w regionie - wyjaśnił prezes. - Zrobimy to tak szybko, jak będzie to możliwe - dodał Wojciech Szmyła.
Lobbują w Brukseli
Podczas konferencji władze spółki wspomniały również o wyzwaniach natury politycznej, czyli walki o wprowadzenie zmian chroniących unijny rynek przed napływem rosyjskich, czy białoruskich nawozów, czy produktów zbożowych. Chodzi o nałożenie ceł, które pomogłyby ograniczyć import, który dusi opłacalność produkcji rolnej i chemicznej na terenie UE.
Równocześnie, jak przyznają członkowie zarządu ZA, w Puławach trwają intensywne kontrole całego szeregu instytucji państwowych na czele z Najwyższą Izbą Kontroli, Centralnym Biurem Antykorupcyjnym oraz prokuraturą.