Mimo że zajmujesz jedno miejsce na przystani, gdy masz łódkę o szerokości ponad 140 centymetrów płacisz jak za trzy miejsca – krytykuje cennik przystani miejskiej w Kazimierzu Dolnym właściciel jednej z łódek. I żeby wyrobić się w dolnym limicie, łódkę trochę ociosał.
– Trzymam drewnianą łódkę, tak zwaną pychówkę, w Kazimierzu na przystani miejskiej. Przepis mówi, że do 140 centymetrów szerokości płacisz 45 złotych za miesiąc, a za ponad 140 centymetrów około 150 złotych. Pomimo że cały czas zajmujesz jedno miejsce na przystani, płacisz jak za trzy miejsca – skarży się w e-mailu, który trafił na naszą skrzynkę redakcyjną.
– Moja miała 146 centymetrów, więc musiałem ją zwęzić wycinając burty – dodaje nasz Czytelnik.
Co na to miasto? – To subiektywna ocena przepisów – komentuje Andrzej Pisula, burmistrz Kazimierza Dolnego. Po szczegółowe informacje odesłał nas do zarządcy portu.
– Każdy, kto korzysta z naszej przystani, podpisuje regulamin. Zna jego zapisy, w tym cennik. W poprzednim sezonie właściciel tej łódki płacił 120 złotych – tłumaczy Andrzej Dudek, który zarządza portem jachtowym w Kazimierzu Dolnym i dodaje: – Nasze ceny są i tak niskie w porównaniu z konkurencją. Na przykład w Puławach najniższa cena to 70 złotych za łódź rybacką.
Jak informuje Dudek, w kazimierskim porcie za najmniejsze łódki, tak zwane pychówki, płaci się 35 złotych miesięcznie, za takie do 140 centymetrów – 45 złotych, a za większe – od 120 do 200 złotych.
– Musiały przecież być wyznaczone jakieś granice, według których są ustalone opłaty. Port ma na siebie zarabiać – podkreśla Dudek. – Jeśli ktoś nie zgadza się na taką opłatę, może zrezygnować z postoju w naszym porcie. W naszej przystani cumują 33 łodzie i jest wielu chętnych na zwolnienie się miejsca.