Nawałnicy, która przeszła nad Puławami, nie przewidziały żadne służby meteorologiczne. Miasto nie otrzymało ostrzeżeń z IMiGW, więc informacje o zagrożeniu nie trafiły do mieszkańców. Z ogromną ilością wody nie radził sobie także system kanalizacji deszczowej.
W czwartek, 20 lipca, na Puławy w ciągu kilku godzin spadły dziesiątki tysięcy litrów wody. Oficjalne dane mówią o 77 litrach na metr kwadratowy, co odpowiada ilości notowanej w ciągu całego miesiąca. Wody było tak dużo, że studzienki kanalizacyjne nie były w stanie jej w odpowiednim czasie przyjąć, a wytworzone ciśnienie podnosiło ciężkie żeliwne włazy. W efekcie bardzo szybko główne ulice miasta zaczęły przypominać górskie potoki. Woda sprawiała problemy kierowcom oraz utrudniała poruszanie się po mieście pieszym. Na najniżej położonych skrzyżowaniach ruch zamarł. Zalane zostały garaże, piwnice, woda wdzierała się także do niektórych, położonych na parterze lokali. Tymczasem żadnych informacji ostrzegających o zagrożeniu tak intensywnymi opadami oraz ich możliwymi skutkami nie było.
– Z przykrością muszę stwierdzić, że instytucje odpowiedzialne za prognozowanie tego rodzaju zjawisk nie popisały się. Mam na myśli Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, który nie wydał ostrzeżeń, więc my nie mieliśmy podstaw do tego, żeby uruchamiać np. nasz SMS-owy system informacji kierowanych do mieszkańców – tłumaczy Dariusz Fijioł, kierownik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności.
IMGW dla Puław przewidywało burzę z gradem, która mogła rozpocząć się po godz. 16. Godzinę wcześniej informację o tym, wraz z prognozowanym opadem w wysokości od 10 do 30 mm na metr (czyli normalnym), otrzymało Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Lublinie. – I takie ostrzeżenie rozesłaliśmy dalej, m.in. do Puław – mówi Dariusz Krzysztofik, kierownik WCZK. Problem w tym, że nadal nie była to informacja o wyjątkowo intensywnych opadach, grożących np. lokalnymi podtopieniami. Czekamy na odpowiedź z państwowego instytutu w tej sprawie.
– Jeśli wiedzielibyśmy o tym, że opady będą tak intensywne, na pewno skorzystalibyśmy z tych możliwości, które mamy, żeby mieszkańców Puław o tym zawczasu powiadomić – zapewnia kierownik Fijoł.
Niestety, z wodą nie radził sobie system kanalizacji deszczowej wspomagany przez kanalizację sanitarną. Jak informuje Roman Mazurek, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, feralnego dnia zamiast 9 tysięcy, oczyszczalnia ścieków przyjęła 20 tysięcy metrów sześciennych wody.
– Gdyby nie to, że sieć sanitarna przyjęła także wody opadowe, byłoby o wiele gorzej. Dzięki temu, że system zadziałał w ten sposób, Puławy nie ucierpiały aż tak bardzo – przekonuje szef MPWiK. Jego zdaniem zalane ulice to bezpośredni efekt zbyt wąskich rur, które stosowano w przeszłości. – Kiedyś budowano metrowe, teraz powinno się montować takie o średnicy 1,5 metra – precyzuje Mazurek.
– Ale pamiętajmy o tym, że ostatni raz podobna nawałnica była u nas w 1998 roku. Tak naprawdę żaden system kanalizacji w Polsce, a nawet na świecie, nie jest w stanie poradzić sobie z takim opadem, jaki miał miejsce u nas – dodaje Dariusz Fijoł, który do pracy służb odpowiedzialnych za gospodarkę wodną w mieście nie ma żadnych zastrzeżeń. Potrzebujący otrzymali pomoc, przede wszystkim w wypompowywaniu wody oraz osuszaniu pomieszczeń.
Dobra informacja jest taka, że nawałnica nie wyrządziła żadnych poważnych szkód w infrastrukturze miejskiej. Zła – że tego rodzaju zjawiska, według ekspertów, prawdopodobnie będą pojawiać się częściej.
Zobacz także: Zalane po ulewie ulice Puław
Wideo: Piotr Czapla