Warszawska prokuratura otrzymała zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Bartosza Staszewskiego. Młodzieżówce Porozumienia lubelski aktywista naraził się publikacją zdjęć z tablicami „Strefa wolna od LGBT” przy znakach drogowych.
Zeszłotygodniowy happening Staszewskiego wywołał szeroką dyskusję, który wykroczyła poza granice naszego kraju. Wielu internautów dało się nabrać, że żółte tablice „Strefa wolna od LGBT” przy wjazdach do miast to autentyczny pomysł lokalnych władz. Ze zdjęć w sieci wynikało, że takie oznakowanie pojawiło się w Puławach, Świdniku, Końskowoli i Niedrzwicy Dużej.
Szybko okazało się, że jest to rodzaj happeningu, za którą stoi lewicowy aktywista z Lublina. Staszewski sam zamówił taką tablicę, a następnie postarał się o rozpowszechnienie zdjęć w internecie. Jak tłumaczy, chodziło o wywołanie dyskusji na temat dyskryminacji homoseksualistów w gminach, które przyjęły uchwały i stanowiska potępiające tzw. ideologię LGBT. To również rodzaj nacisku na samorządy, by wycofały się z przyjętych zapisów.
Uchwały nie są nowe, ale dzięki Staszewskiemu wieść o „strefach” dotarła do czołowych polityków w Polsce i za granicą. Zdjęcia Staszewskiego udostępnił m.in. Guy Verhofstadt (europoseł z Belgii), zachęcając do dyskusji o tym jak w Polsce traktuje się osoby homoseksualne.
Działacze młodzieżówki Porozumienia Jarosława Gowina są przekonani, że akcja aktywisty zaszkodziła Polsce, a sposób jej przeprowadzenia złamał prawo. Złożyli w tej sprawie zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście.
– W naszej opinii, inicjator tej akcji naruszył artykuł 85 kodeksu wykroczeń. Nie wolno samowolnie ustawiać znaków, jak również zasłaniać istniejących – mówi Jan Strzeżek, warszawski radny Porozumienia oraz szef młodzieżówki tego ugrupowania. – To też dolewanie politycznego paliwa tezom tych polityków, którzy twierdzą, że w Polsce istnieją takie strefy. A przecież ich nie ma i nigdy nie było. W treści tych uchwał nie ma mowy o wykluczeniu, a jedynie o sprzeciw wobec pewnych zachowań – tłumaczy Strzeżek.
– Nie żałuję tego, co zrobiłem – komentuje Staszewski. – Sądząc po ilości artykułów, jakie powstały, mogę powiedzieć, że cel został osiągnięty. Dyskusja o tym, czy gminy powinny przyjmować tego rodzaju uchwały była potrzeba. Bo nie oszukujmy się, że chodziło o jakąś ideologię. Znam treść tych dokumentów i one po prostu dyskryminowały osoby LGBT.