Zimno, brudno i do domu daleko - skarżą się podróżni korzystający z poczekalni na zamojskim dworcu kolejowym. Dyrekcja PKP rozkłada ręce.
Pojechaliśmy na dworzec PKP przy ul. Szczebrzeskiej. Co zastaliśmy? Drzwi wejściowe nie zamykają się na klamkę. Podobnie rzecz się ma z drzwiami prowadzącymi na perony. Nie można ich domknąć. Podłoga w poczekalni przypomina ślizgawkę. Brudne szyby w oknach nie przepuszczają zbyt wiele światła, a bufet zamknięty na głucho. Na ławce w kącie leżą bezdomni. Zimno, bo ogrzewanie nie działa, a do tego dają się we znaki przeciągi. Oczekujący na pociąg podróżni spacerują, bo usiedzieć się nie da. Tylko kasjerka za szklanym okienkiem siedzi w cieple. Ma włączony grzejnik elektryczny.
Cieplutko jest też w siedzibie Rejonu Administrowania i Utrzymania Nieruchomości PKP w Zamościu. - Kto odpowiada za stan dworca i poczekalni? - pytamy. - My nie udzielamy żadnych informacji - zastrzegają pracownicy. Proponują skontaktować się z dyrekcją PKP w Lublinie.
W międzyczasie docieramy do jednego z zamojskich kolejarzy. - Poczekalnia nie jest ogrzewana, żeby bezdomni tam nie spali - powiedział nam nieoficjalnie, zastrzegając anonimowość. - Wcześniej było ich pełno. Doszło do dwóch podpaleń, poleciały szyby.
Sprawdzamy. - To nieprawda, że kolej boi się bezdomnych - zaprzecza Dariusz Zduńczuk, dyrektor Oddziału Gospodarowania Nieruchomościami PKP w Lublinie. - Z pokorą przyjmuję wszystkie uwagi dotyczące porządku w poczekalni. To da się naprawić, ale ogrzewania nie załatwimy - uprzedza.
Dlaczego? Bo, jak mówi, PKP na to nie stać. Ogrzewanie wyłączono pięć lat temu z powodu wysokich kosztów funkcjonowania lokalnej kotłowni. Czy ktoś z PKP pomyślał wtedy o podróżnych? Dlaczego tablice informacyjne zachęcają do odwiedzenia punktu gastronomicznego czy przechowalni bagażu, skoro są zamknięte na cztery spusty? - Stacja w Zamościu nie jest stacją węzłową - mówi dyrektor Zduńczuk. - Zostało tam już tylko kilka pociągów. To jest już jej okres schyłkowy.