Ta inwestycja nie przyniesie nam nic dobrego – członkowie Społecznego Komitetu „Nie dla spalarni śmieci w Zamościu” zdania nie zmienili. I choć mają świadomość, że mogą niewiele wskórać, to nie składają broni i nie wykluczają protestów.
O tej inwestycji zaplanowanej w Zamościu przez Veolię Wschód mówi się od bardzo dawna. Ostre protesty, które oficjalnie poparli wówczas radni miejscy, gminni i powiatowi, zaczęły się w 2018 roku. W kolejnych latach były kontynuowane. Ostatecznie jednak w 2021 prezydent Zamościa wydał decyzję środowiskową dla inwestycji. A ponieważ po odwołaniach składanych przez Towarzystwo na Rzecz Ziemi się uprawomocniła, do magistratu wpłynął wniosek o wydanie pozwolenia na budowę i wszczęto w tej sprawie postępowanie administracyjne.
Roman Trześniowski, dyrektor zamojskiej ciepłowni i członek zarządu Veolii Wschód w rozmowie z nami zapewnił, że instalacja jest ze wszech miar potrzebna miastu i regionowi, zwłaszcza w obecnej sytuacji kryzysu energetycznego. – Uruchomienie zakładu z pewnością wpłynie na stabilizację cen odbioru odpadów, a ponadto pozwoli też na obniżenie cen energii cieplnej – stwierdził.
Ale do przeciwników inwestycji te argumenty nie przemawiają. W przesłanym nam piśmie ze swoim stanowiskiem przekonują, że uruchomienie komercyjnej spalarni odpadów przyniesie wyłącznie straty spowodowane „utratą wartości nieruchomości, uciążliwością związaną z transportem, a także dużym ryzkiem skażenia”.
Agnieszka Klimczuk, Janusz Kupczyk, Konrad Dziuba i Piotr Najda wyrażają też przekonanie, że mimo postawionych w decyzji środowiskowej warunków, organy kontrolne nie będą miały możliwości faktycznego sprawdzenia funkcjonowania przedsiębiorstwa.
– Spalarnie odpadów działają w Polsce, np. w Krakowie czy Olsztynie, ale tam są podległe samorządom. Ta zamojska byłaby zupełnie niezależna. I trudno nam uwierzyć, że Veolia Wschód uruchamiając taki zakład rzeczywiście byłaby skłonna obniżać koszty energii cieplnej, a nie dążyć jedynie do wypracowania jak największego zysku dla siebie – argumentuje Janusz Kupczuk. Dlatego społeczny komitet zapowiada, że broni nie złoży. „Analizujemy sytuację prawną i możliwe sposoby przeciwdziałania. Nie poddajemy się i wierzymy, że nasz opór ma sens. Gdybyśmy nie nagłośnili problemu kilka lat temu, to instalacja mogłaby już działać” – czytamy w piśmie.
Tymczasem, według planów Veolii, inwestycja, której koszt szacowany jest na 80-100 mln zł, ma szanse być sfinalizowana w 2026 roku.