Wczorajsze rozmowy ratowników z ministrem zdrowia trwały prawie cztery godziny. Były burzliwe, ale zakończyły się porozumieniem.
– Nie wszystkie postulaty zostały spełnione, ale musieliśmy dojść do jakiegoś konsensusu, żeby nie doszło do ostateczności jaką jest protest – powiedział po zakończeniu spotkania w ministerstwie Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. – W związku z podpisaniem porozumienia odwołujemy planowane na październik „Dni bez ratownika”.
Co udało się wywalczyć ratownikom?
– Mieliśmy trzy postulaty. Pierwszy dotyczący wzrostu wynagrodzeń został spełniony częściowo. Od 1 stycznia 2019 roku dostaniemy trzecią transzę podwyżki. Minister obiecał, że w przyszłorocznym budżecie resortu finansów pojawi się zapis dotyczący wypłaty czwartej transzy od 1 stycznia 2020 roku. Uzależnił to jednak od wyniku wyborów – mówi Badach-Rogowski.
Porozumienie gwarantuje również ratownikom sześć dni urlopu szkoleniowego.
– Ustawa nakładała na nas obowiązek podnoszenia kwalifikacji poprzez szkolenia i kursy, ale musieliśmy na to tracić dni wolne. Teraz będziemy mieli na to specjalny urlop – mówi Badach-Rogowski. – Trzeci postulat dotyczył ustawowego wyodrębnienia grupy pracującej w systemie ratownictwa medycznego. Chodzi o zapisy dotyczące równego traktowania pielęgniarek i ratowników medycznych (pracujących w karetkach, szpitalnych oddziałach ratunkowych i dyspozytorniach) w kwestii ciężaru obowiązków i idących za tym wynagrodzeń. Minister obiecał, że będą prowadzone rozmowy na ten temat.
Rozmowa z Grzegorzem Strojkiem, ratownikiem medycznym z Lublina
• Dlaczego ratownicy chcieli wyjść na ulice?
– Czasem nie ma innego wyjścia. W tym kraju jedynym rozwiązaniem jest wyjście na ulice.
• Jak wygląda praca ratownika?
– To praca ponad siły, ale bardzo niedoceniana. Średnia podstawa wynagrodzenia ratownika medycznego w województwie lubelskim po 20 latach pracy to ok. 3 tys. zł brutto czyli ok. 2,6 tys. zł „na rękę”. Takie pensje zmuszają nas do pracy w kilku miejscach. Ratownicy kontraktowi pracują nawet 250-300 godzin w miesiącu, żeby godziwie zarabiać. A warunki są coraz gorsze. Zmniejszane są np. obsady w karetkach z trzech do dwóch osób. Jak ma pracować dwuosobowy zespół, w którym jeden z ratowników kieruje karetką, a drugi idzie do pacjenta? Jak jeden ratownik ma sobie poradzić w przypadku nagłego zatrzymania krążenia, kiedy konieczna jest reanimacja? W takich sytuacjach pacjentem powinny się zająć minimum dwie osoby. Oczywiście można wezwać drugą karetkę do wsparcia, ale wtedy pozbawiamy pomocy kogoś, kto może jej potrzebować w innym miejscu. Za mało jest też samych karetek. W Lublinie jest ich tylko dwanaście, w tym tylko dwa zespoły specjalistyczne z lekarzem.
• Jak miał wyglądać protest?
– We wszystkie weekendy października ratownicy etatowi mieli wziąć wolne, a kontraktowi nie realizować dyżurów. Jesteśmy stosunkowo nieliczną grupą zawodową, bo jest nas 15 tys. w całym kraju, ale chcemy pokazać jak ważny i odpowiedzialny jest to zawód. Każdy może znaleźć się w sytuacji, kiedy będzie potrzebował naszej pomocy.