Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

5 marca 2017 r.
12:49

Bracia Marian, Janusz i Jerzy czyli „Morwa”, „Głaz” i „Jur”. Historia żołnierzy „Zapory”

64 24 A A

Pierwsze wspólne zdjęcie trzech braci Pawełczaków zrobiono w 1929 lub 1930 roku na odpuście w Popkowicach. Ostatnie – w czasie amnestii 1945 roku.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Marian, najstarszy z braci, urodził się w 1923 roku, Janusz w 1925, a Jerzy w 1926. Kiedy chłopcom robiono zdjęcie na odpuście w Popkowicach, Eugeniusza nie było jeszcze na świecie.

Latem 1945 roku Marian, Janusz i Jerzy z akowskiego zgrupowania „Zapory” mają już za sobą wiele, często brawurowych akcji przeciwko Niemcom, a później Sowietom. Noszą pseudonimy: „Morwa”, „Głaz” i „Jur”.

Również latem 1945 r. komuniści ogłaszają pierwszą amnestię. – Oddziały partyzanckie na Lubelszczyźnie rosły w siłę i władze komunistyczne zaczęły rozmyślać o zlikwidowaniu podziemia innymi sposobami, niż pacyfikacje terenu – wspomina 94-letni dziś podpułkownik Marian Pawełczak „Morwa”.

Struktury Polskiego Państwa Podziemnego i Delegatury Sił Zbrojnych – spadkobierczyni AK – zostały rozwiązane. Po pertraktacjach z komunistycznymi władzami dowódcy wzywali partyzantów, by korzystali z amnestii, by się ujawniali.

– Byliśmy zrozpaczeni – mówi „Morwa”. – Raczej wolelibyśmy przebijać się na Zachód, ryzykując życiem. Postanowiono jednak inaczej...

Kierunek Nowa Sól

Lubelskie nie było jednak dobrym miejscem na ujawnienie się żołnierzy z oddziału „Zapory”. Było pewne, że komuniści będą się mścić. – Niektórzy otrzymali adresy na zachodnie tereny, my, trzej bracia, wyruszyliśmy do znajomych w Nowej Soli nad Odrą – mówi Marian Pawełczak.

Pojechali zaopatrzeni w „lewe” dokumenty – „Morwa” na nazwisko Stanisława Jankowskiego z Warszawy. Dowództwo pozwoliło im, jako starym partyzantom, zatrzymać broń krótką.

W Nowej Soli, do której zamierzali ściągnąć też innych innych żołnierzy zgrupowania, nie było pracy, ludzie głodowali. Grupka obcych, młodych ludzi o wojskowych postawach zaczęła wzbudzać zainteresowanie mieszkańców, wkrótce też milicji.

– Postanowiliśmy wniknąć w jej szeregi, by mieć rozpoznanie, co o nas wiedzą. Poza tym byłoby to już małe źródło utrzymania – opowiada „Morwa”.

Podania o przyjęcie złożył razem z „Jurem”. Przyjęli tylko „Morwę”.

„Głaz” i „Jur” wyjechali do Łodzi. „Jur” planował zdobyć tam środki do życia, wrócić do Nowej Soli i zbadać możliwości wyjazdu za granicę.

 – W milicji, jako Stanisław Jankowski, pełniłem służbę wartowniczą, pilnowałem mostu na Odrze. To były czasy tzw. szabrowników, którzy wywozili łupy zrabowane na Ziemiach Odzyskanych – mówi Marian Pawełczak. – Raz schwytałem nawet Sowieta, który ukradł samochód osobowy. Byłem przekonany, że zostanę aresztowany. Tymczasem komendant zaproponował mi wyjazd do szkoły podoficerskiej MO we Wrocławiu. Tam zasłynąłem tym, że zatrzymałem sowieckiego żołnierza, który zrabował pieniądze pewnej kobiecie...

Pewnego dnia „Morwa” przeczytał w gazecie o schwytaniu w Łodzi „Jura” i ich kolegi „Modrzewia”. Obaj zostali skazani na śmierć.

Ucieczka

Po szkole milicyjnej „Morwa” dostał przydział do komendy powiatowej w Lubaniu. Podczas jednej z wizytacji miejscowego komisariatu spotkał zatrzymanego przez milicję znajomego mężczyznę z Popkowic. Kazał go zwolnić, a dochodzenie prowadzić z wolnej stopy. To ściągnęło na „Morwę” uwagę Urzędu Bezpieczeństwa (UB).

– Zaczęli sprawdzać moją tożsamość, wkrótce postanowili mnie aresztować – mówi Marian Pawełczak. – Miałem podpisane in blanco druki rozkazów wyjazdów, ruszyłem do Lubelskiego.

W opuszczonym mieszkaniu w Lubaniu „Morwa” zostawił swoim prześladowcom niespodziankę – załadowaną broń myśliwską, którą wcześniej uchronił przed rozszabrowaniem. – Lufy skierowałem w drzwi i jedyne okno, a od języków spustowych strzelb przeciągnąłem sznurki do klamki i ram okiennych. Z późniejszych relacji świadków wiem, że ubecy przez trzy dni głowili się, jak wejść do środka.

Bez prawa łaski

„Morwa” wrócił w rodzinne strony. Nawiązał kontakt z bratem Januszem. Dowiedział się, jak w Łodzi aresztowano „Jura”. Nie znając miasta, bracia i jeszcze jeden ich towarzysz, „Modrzew”, postanowili przeprowadzić akcję aprowizacyjną. Wskazany im przez znajomego obiekt miał jednak połączenie alarmowe z MO i UB. Chłopcy stanęli oko w oko z gromadą funkcjonariuszy bezpieki, rozpoczęła się strzelanina. W pościgu „Jur” został ranny w nogę, skrył się jakiejś komórce, ale znaleźli go. Dopadli też „Modrzewia”. Januszowi udało się uciec.

Pokazowa rozprawa „Jura” i „Modrzewia” odbyła się 2 października 1945 roku w Teatrze Wojska Polskiego przy udziale publiczności – 1000 osób – prasy i kroniki filmowej.

– Obydwu oskarżonym zarzucano przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych, co nie było prawdą, ale wówczas było większym obciążeniem. „Jura” i „Modrzewia” skazano na kary śmierci – mówi Marian Pawełczak.

Skazani napisali prośby o ułaskawienie, ale przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, agent NKWD Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski.

Wyroki wykonano 23 października 1945 roku o godz. 18.10 w więzieniu śledczym UB przy ul. Szterlinga w Łodzi. Plutonem egzekucyjnym dowodził sierżant Zygmunt Kowalski, egzekucję nadzorował prokurator dr kpt. Gabriel Henner.

Po latach „Morwa” spotkał współwięźnia zamordowanych, który opowiedział mu inną wersję śmierci brata: „Jur” prowadzony na egzekucję rzucił się na oprawców, a ci zmasakrowali go drągami.

– Jak było naprawdę? Zagadkę pomogłaby rozwiązać ekshumacja szczątków mojego brata, ale do dziś nie wiadomo, gdzie jest jego grób.

Historia zatoczyła krąg

Amnestia okazała się podstępem do zniszczenia podziemia. – Nic nie wyszło z ucieczek za granicę, klęską zakończyły się próby powrotu do normalnego życia – wspomina „Morwa”. – W listopadzie i grudniu 1945 roku wielu żołnierzy wracało pod dowództwo „Zapory”, już pod egidą WiN (Wolność i Niezawisłość).

„Morwa” zameldował się u „Zapory” w styczniu 1946 roku. – Było nas ponad 20. Rozbiliśmy posterunki w Bychawie, Wysokiem, Krzczonowie. W marcu nasz oddział liczył już 40 ludzi – mówi Marian Pawełczak.

Jego brat „Głaz” pełnił funkcję dowódcy drużyny w grupie „Misia”. Pod koniec marca 1946 roku „Zapora” z grupą „Misia” wyruszył na Zamojszczyznę, by nawiązać kontakt z dowództwem tamtejszego inspektoratu WiN. To się nie udało. W drodze powrotnej, w nocy z 5 na 6 kwietnia, oddział chciał zająć kwatery we wsi Spławy w powiecie bychawskim.

Był kłopot z kwaterą dla drużyny „Głaza” – w upatrzonym domu gospodarze nie chcieli otworzyć drzwi. „Głaz” krzyknął: „Otwierać natychmiast” i uderzył rękojeścią pistoletu w ramę okienną.

– Od wewnątrz padł strzał. Padając na plecy Janusz wystrzelił cały magazynek amunicji z „wisa” w powietrze – relacjonuje opowieści świadków „Morwa”.

Kula z karabinu przeszyła pierś „Głaza”, przeszła przez kręgosłup.

– Jak się później okazało, zabójca mojego brata był konfidentem UB, należał do Polskiej Partii Robotniczej. Prawdopodobnie nie wierzył, że partyzanci szukają kwatery. Bał się, że przyszli po niego – przypuszcza Marian Pawełczak.

Zabójcy udało się uciec. Nie ucierpieli też jego bliscy. Jednak komunistyczna prasa podawała wówczas, że cała rodzina, łącznie z dziećmi, zginęła w płomieniach, kiedy partyzanci ostrzelali ich dom.

„Brat bandytów”

– Po śmierci Janusza mój najmłodszy brat, zaledwie 14-letni Eugeniusz, zaczął dopominać się o przyjęcie do oddziału. Kategorycznie odmówiłem. Miał do mnie żal, ale przynajmniej on był nadzieją dla naszych dzielnych rodziców – mówi „Morwa”.

Dorastał pod ich troskliwą opieką, skończył szkołę średnią. Gdy poszedł na studia, na Wydział Rolny UMCS, zaczęli się nim interesować czerwoni działacze z uczelni. Szybko odkryli akowską przeszłość jego braci.

– Na jednym z zebrań komunistycznej młodzieżówki, podjęli uchwałę wykluczającą go z grona studentów. Stwierdzili, że „brat bandytów” nie może studiować – wspomina Marian Pawełczak i dodaje, że we wczesnych latach 50. ubiegłego wieku wyrzucano ludzi ze studiów za medalik na szyi lub znak krzyża przed posiłkiem. W lubelskich archiwach, które przeglądał „Morwa”, są na to dokumenty.

Po relegowaniu z uczelni Eugeniusz musiał pójść do wojska. W jednostce w Warszawie też był szykanowany, ale dotrwał do końca służby. Miał wspaniały głos i udało mu się dostać do słynnego Mazowsza. Śpiewał w chórze. Kiedy pierwszy raz miał wyjechać z zespołem za granicę, kierownictwo Mazowsza oświadczyło mu, że nie nigdzie pojedzie, bo jest niepewny politycznie.

Załamany odszedł z zespołu. W październiku 1956 roku odebrał sobie życie.

Nie było dnia bez strzelaniny

W maju 1946 roku rozkazem komendy WiN „Morwa” został awansowany na podporucznika. Dostał przydział do ochrony sztabu zgrupowania.

Grupy podległe zgrupowaniu wzmogły działalność. Likwidowały bandy złodziejskie, dawały się we znaki Sowietom i polskim komunistom. To były dziesiątki akcji.

W tym czasie nie próżnowało też UB. Wysyłało w teren konfidentów, torturowało schwytanych partyzantów, by wymusić zeznania. Komunistyczna prasa opisywała rzekome bestialstwa „Zaporczyków”.

– Jesienią i zimą 1946/47 roku warunki pobytu i działania w terenie robiły się coraz cięższe – podkreśla „Morwa”. – Rozbijaliśmy się na mniejsze grupki, licząc na wsparcie mieszkańców. Ludność jednak była coraz mniej przychylna, mówiono nam, że nasza walka nie ma sensu, że tylko narażamy otoczenie, w którym przebywamy. Co więcej – w terenie zaczęły pojawiać się oddziały UB, udające partyzantów. Nie było dnia bez strzelaniny...

Wyrok

 W lutym 1947 roku Sejm uchwalił kolejną amnestię i rozpoczęły się rozmowy na temat ujawnienia. – Otrzymaliśmy rozkaz zabraniający przeprowadzania jakichkolwiek akcji zaczepnych – mówi „Morwa”

Marian Pawełczak ujawnił się dopiero na wyraźny rozkaz „Zapory”, który dał przyrzeczenie jego matce, że spróbuje ocalić chociaż jednego syna.

Udało mu się skończyć liceum ogólnokształcące dla pracujących, ale już o studiach – za względu na przeszłość – nie było mowy. Wyjechał do Bydgoszczy, gdzie dostał pracę w zakładzie „Kauczuk”, dostał się na zaoczne studia inżynierii wodno-lądowej w Toruniu.

2 kwietnia 1951 przyszło po niego dwóch ubeków. – Na oczach kolegów zostałem aresztowany – wspomina Marian Pawełczak. – W śledztwie usłyszałem: „Co ty sk... myślisz, że ujawnienie to wszystko! A kto odpowie za rozbrajanie posterunków MO i strzelanie do nas? Nie wyjdziesz żywy z więzienia...”

„Morwę” oskarżono głównie o nieszczere ujawnienie i ukrycie czynów dokonanych w czasie działania w „bandzie Zapory”. – Sąd w Lublinie wykazał moją dużą szkodliwość, podpierając tę tezę faktem, że w podziemiu dosłużyłem się stopnia oficerskiego. Wymierzono mi karę 15 lat więzienia. Miała być kara śmierci, ale złagodzono ją do tych 15 lat na mocy amnestii.

Potem były więzienia m.in. we Wronkach, Opolu, Strzelcach Opolskich... Wyszedł w grudniu 1954 roku. Rozpoczął pracę zarobkową, ale kiedy tylko kadrowcy odkrywali jego przeszłość w AK i WiN, musiał szukać nowego zajęcia. Cały czas czuł na plecach oddech UB. – Ostatni raz wezwali mnie na przesłuchanie w 1965 roku – zapamiętał „Morwa.

Nadzieja w DNA

W 1991 roku Marian Pawełczak doprowadził do unieważnienia wyroku przez sąd w Łodzi na brata „Jura”. Na cmentarzu w podlubelskiej Konopnicy wybudował grób, do którego przeniósł szczątki Janusza i Eugeniusza. Postawił tam pomnik ku pamięci trzech braci oraz „Modrzewia”.

– Mimo ciągłych starań nie mogę godnie pochować „Jura” i „Modrzewia”, oprawcy z Łodzi starannie zatarli ślady ich pochówku – mówi „Morwa”.

Marian Pawełczak zabezpieczył w laboratorium próbkę swojego DNA, by w razie odkrycia kolejnych szczątków ofiar UB, był materiał do porównań. Tylko tak może odnaleźć ostatniego brata.

Podchorąży (podporucznik) Janusz Pawełczak „Głaz”

Dowódca drużyny w oddziale Michała Szeremieckiego „Misia”. Zginął w nocy z 5 na 6 kwietnia 1946 roku, zastrzelony przez członka Polskiej Partii Robotniczej. Na wniosek „Zapory pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari i awansowany na stopień podporucznika Armii Krajowej. Spoczywa na cmentarzu w podlubelskiej Konopnicy.

Podporucznik Jerzy Pawełczak „Jur”

Do chwili ujawnienia w sierpniu 1945 roku dowódca plutonu w oddziale mjr. „Zapory”. Aresztowany w Łodzi 31 sierpnia 1945 roku i skazany na karę śmierci. Zamordowany 23 października 1945 roku w Łodzi. Do dziś nie odnaleziono jego grobu.

Podporucznik (podpułkownik) Marian Pawełczak „Morwa”

Od 1943 roku żołnierz Armii Krajowej. W czasie okupacji niemieckiej w oddziale „Zapory”, walczył w plutonie Aleksandra Sochackiego „Ducha”. Po wejściu Sowietów, od lutego 1945, ponownie w oddziale „Zapory”, w plutonie ppor. Jerzego Pawełczaka „Jura”. Po rozwiązaniu oddziału w sierpniu 1945 roku pod fałszywym nazwiskiem Stanisław Jankowski został funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej w Nowej Soli. Skończył Szkołę Podoficerską MO we Wrocławiu i jako agent podziemia objął stanowisko zastępcy komendanta powiatowego MO w Lubaniu. Zagrożony aresztowaniem wrócił do partyzantki. Był dowódcą drużyny w oddziale „Zapory”, służył w ochronie sztabu zgrupowania. Ujawnił się w kwietniu 1947 roku w ramach amnestii. Aresztowany przez UB 2 kwietnia 1951 roku. Został skazany na 15 lat więzienia i osadzony w więzieniu we Wronkach, a potem w Opolu i Strzelcach Opolskich. Zwolniony w grudniu 1954 roku.

Mieszka w Lublinie. W 2016 roku awansowany do stopnia podpułkownika. Jest mocno zaangażowany w utrwalanie pamięci swoich towarzyszy broni.

Pozostałe informacje

Policja zadba o nasze bezpieczeństwo. O czym warto pamiętać?
Święta na drodze

Policja zadba o nasze bezpieczeństwo. O czym warto pamiętać?

Mundurowi patrolują drogi całego województwa. Tradycyjnie sprawdzają prędkość, trzeźwość kierowców oraz stan techniczny ich pojazdów.

Kacper Adamski odchodzi z Azotów Puławy

Azoty Puławy tracą kluczowych zawodników. "Klub może nie przetrwać połowy nowego roku"

Puławski klub, od wycofania się ze sponsorowania partnera strategicznego klubu Grupy Azoty Puławy, boryka się z kłopotami finansowymi. Drużyna wprawdzie przystąpiła do rozgrywek 2024/2025, ale obecnie wydaje się, że dotarła już do ściany. Na przełomie roku sprawdził się bowiem czarny scenariusz.

Niech świąteczne jedzenie nie ląduje w koszu. Podzielmy się nim w jadłodzielni

Niech świąteczne jedzenie nie ląduje w koszu. Podzielmy się nim w jadłodzielni

Okres świąteczny to czas, gdy najwięcej jedzenia ląduje w koszu. Świąteczne jedzenie, a także inne nadwyżki mogą trafić do innych z pomocą jadłodzielni.

Miał być sylwester w Zakopanem, a jest utrata pieniędzy

Miał być sylwester w Zakopanem, a jest utrata pieniędzy

Sylwestrowa gorączka jeszcze przed nami, ale już teraz warto pamiętać, że to również doskonałe żniwo dla oszustów. Przekonał się o tym 19-latek, który planował świętowanie w Zakopanem.

Święta bez domu. W tym czasie nikt nie powinien być samotny
ZDJĘCIA

Święta bez domu. W tym czasie nikt nie powinien być samotny

Wyjątkowy czas spotkań z rodziną przy wigilijnym stole, śmiech dzieci biegających po domu czy magia domowego świątecznego poranka, w domu przystrojonym w bożonarodzeniowe ozdoby. Oni tego nie będą mieli.

Piękne wakacje w Azji z PLL LOT

Piękne wakacje w Azji z PLL LOT

Polskie Linie Lotnicze LOT oferują bezpośrednie połączenia z wieloma ekscytującymi miejscami w Azji, umożliwiając podróżnym odkrywanie egzotycznych kultur, spektakularnych krajobrazów i unikalnej kuchni. Dzięki nowoczesnym samolotom Dreamliner, długie loty są wygodne i przyjemne, co czyni podróżowanie do dalekich krajów jeszcze bardziej dostępne. Przedstawiamy kraje, do których można się udać z PLL LOT, wraz z poradami dotyczącymi planowania podróży.

Zabieg wykonywany podczas otwarcia Lubelskiego Ośrodka Spastyczności

Kompleksowe leczenie pacjentów neurologicznych. Otwarto Lubelski Ośrodek Spastyczności

W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym Nr 4 w Lublinie otwarto Lubelski Ośrodek Spastyczności. To pierwsza tego typu placówka w województwie lubelskim, która pomoże pacjentom neurologicznym uporać się ze skutkami choroby.

Jak dobrze znasz kolędy? Quiz dla prawdziwych kolędników
QUIZ

Jak dobrze znasz kolędy? Quiz dla prawdziwych kolędników

Wigilia to czas gdy przy świątecznym stole rozbrzmiewają kolędy. A znasz bardzo dobrze ich tekst?

Paweł Socha w rundzie jesiennej wiele razy ratował Świdniczankę od straty gola

Świdniczanka planuje pięć-sześć transferów. „Rozmawialiśmy z grubo ponad 50 piłkarzami”

Zima w ekipie Świdniczanki będzie pracowita. I trudno się dziwić. Po rundzie jesiennej drużyna Łukasza Gieresza jest jednym z kandydatów do spadku. W tabeli znajduje się na trzecim miejscu, ale od końca. Do bezpiecznej strefy traci siedem punktów. Trener i dyrektor sportowy Mateusz Pielach prowadzą rozmowy z zawodnikami, a do klubu może przyjść nawet pięciu-sześciu zawodników.

O dawnych tradycjach opowiada Agata Witkowska z Muzeum Wsi Lubelskiej
WYWIAD
galeria

Choinka, pusty talerz i sianko. Skąd to się wzięło?

Wigilijne potrawy były zawsze postne, a ich liczba zależała od regionu i zamożności gospodarzy. Na Lubelszczyźnie liczba dań była często nieparzysta: pięć, siedem, a u bogatszych trzynaście – rozmowa z AGATĄ WITKOWSKĄ z Działu Edukacji i Promocji Muzeum Wsi Lubelskiej.

Samotni i bezdomni już zasiedli przy wigilijnym stole
ZDJĘCIA
galeria

Samotni i bezdomni już zasiedli przy wigilijnym stole

Lubelska Caritas jak co roku zorganizowała Wigilię dla potrzebujących. Nie zabrakło wspólnego posiłku, kolędowania i łamania się opłatkiem.

Świąteczna piosenka i życzenia od siatkarzy Bogdanki LUK Lublin
film

Świąteczna piosenka i życzenia od siatkarzy Bogdanki LUK Lublin

Wiadomo, że na parkiecie radzą sobie znakomicie. Sprawdźcie, jak siatkarze Bogdanki LUK Lublin spisali się przy mikrofonie. Wilfredo Leon i spółka zaprezentowali swoją wersję świątecznej piosenki „Pada śnieg, pada śnieg”. A przy okazji złożyli kibicom życzenia na święta.

Gdzie jest święty Mikołaj? Sprawdź, czy już do ciebie leci
RADAR

Gdzie jest święty Mikołaj? Sprawdź, czy już do ciebie leci

W Wigilię i Boże Narodzenie najwięcej pracy ma święty Mikołaj. Ten najprawdziwszy z Laponii, wyruszył już w drogę ze świątecznymi prezentami.

Serwis wózków widłowych – 5 powodów, dla których warto naprawiać wózek u producenta

Serwis wózków widłowych – 5 powodów, dla których warto naprawiać wózek u producenta

Wózki widłowe muszą regularnie przechodzić serwis. Jakakolwiek usterka w obrębie takich maszyn może bowiem powodować poważne zagrożenie dla pracowników. Gdzie najlepiej naprawić taki pojazd? Poznaj zalety serwisu wózków widłowych u producenta. Kto może znać lepiej budowę pojazdów i wiedzieć, jakie usterki zdarzają się w nich najczęściej, jeśli nie ich producent? To jasne. Dlatego w przypadku serwisu wózków widłowych – podobnie jak w przypadku innych pojazdów – naprawy wykonywane bezpośrednio przez producenta są najbezpieczniejszą, najbardziej polecaną i w długofalowej perspektywie najbardziej opłacalną opcją. Jakie konkretnie korzyści płyną z takiego rozwiązania?

Pijany pojechał po karpia – trafił na policję

Pijany pojechał po karpia – trafił na policję

37-latek wybrał się samochodem po karpia na wigilię. Nie przeszkadzały mu w tym blisko 2 promile alkoholu w organizmie.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium