Polska odwoła swój udział w szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu. Bezpośrednim przyczyną takiego ruchu były wypowiedzi polityków izraelskich podczas szczytu bliskowschodniego w Warszawie, i zaraz po, dotyczące czasów II wojny światowej. Padły oskarżenia o polski antysemityzm i kolaborację Polaków z Niemcami
Rozmowa z dr. Januszem Kłapciem z Oddziałowego Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie
• Czy pana zdaniem odwołanie szczytu V4 w Jerozolimie to efekt serii „wpadek” izraelskich polityków?
– Szereg wypowiedzi polityków izraelskich o kolaboracji Polaków podczas II wojny światowej nie mogło skończyć się inaczej. Skłaniam się jednak ku opinii ekspertów, że premier Benjamin Netanjahu, wspierany przez ministra spraw zagranicznych Israela Katza, prowadzi grę na pozyskanie prawicowego elektoratu przed kwietniowymi wyborami w swoim kraju. Polska stała się elementem gry wyborczej w Izraelu.
• Czy rzeczywiście politycy izraelscy mogą używać argumentów o kolaboracji Polaków?
– Moim zdaniem polityka od historii powinna być oddzielona. Niestety, w stosunkach polsko-żydowskich jest to niezwykle trudne, jak nie niemożliwe. Wielu polityków, a nawet ludzi nauki, ocenia ówczesne postawy Polaków przez pryzmat moralności czasów dzisiejszych. Tak nie można. Nie ma dyskusji, że podczas wojny ludzie dopuszczają się zachowań wychodzących poza granice moralne. Tak było z wydawaniem Żydów czy donoszeniem na sąsiadów ukrywających starszych braci w wierze. Pamiętajmy też, że Niemcy sprytnie podsycali takie nastroje, oferując sowite nagrody za wydanie lub śmierć za ukrywanie. Z tego powodu używanie tak tragicznej historii polsko-żydowskiej w polityce nigdy nie przyniesie dobrych efektów.
• Historia nigdy jednak nie jest jednowymiarowa...
– Rzeczywiście tak jest. W 1939 roku, szczególnie na Kresach Wschodnich, Polakom dali się w znaki żydowscy sąsiedzi. Żydowska milicja zorganizowana przez sowietów skutecznie wyszukiwała i wydawała Polaków w ręce Rosjan. Korzystali przy tym z pomocy żydowskich sąsiadów. Niedawno nagrywałem 90-letniego pana, rocznik 1929. Podczas wojny był 10-latkiem, synem wojskowego z Równego. Opowiadał mi, jak przez Równe żydowscy milicjanci wieźli na wozie rannego polskiego żołnierza. Bezbronny leżał na wozie. Skakali po nim, kopali, bili. W ciągu chwili mój rozmówca stał się antysemitą. Z kolei 1942 roku w Opolu Lubelskim, skąd pochodziła jego mama, był świadkiem sceny w getcie, jak niemiecki żandarm zabił 3-osobową żydowską rodzinę. Niemiec strzelał do niemowlaka w brudnym beciku. Antysemityzm jak przyszedł, tak odpłynął. O historii decydują niuanse, dlatego nigdy nie wolno używać uogólnień.