Poseł Piotr Sz. tłumaczy się przed sądem z rzekomych spotkań z prostytutką. Magdalena I. miała szantażować polityka, grożąc publikacją kompromitujących nagrań. Zarzuciła posłowi, że nie zapłacił jej 200 zł za seks.
Chociaż proces jest jawny, to sąd postanowił utajnić zeznania polityka, bo dotyczą one intymnych szczegółów z jego życia. Przychylił się tym samym do wniosku pełnomocnika Piotra Sz. Poseł próbował wcześniej utajnić cały proces ale bez skutku. Udało mu się wywalczyć jedynie zakaz publikacji wizerunku i danych osobowych.
Przed wejściem na salę sądową, Piotr Sz. nie chciał komentować sprawy. - Wcześniej wydałem już oświadczenie i nie będę udzielał dalszych informacji - skwitował Sz. - Nie chcę wpływać na postępowanie sądowe. Kiedy zapadną prawomocne wyroki, zwołam konferencję prasową i przedstawię szczegóły sprawy.
Proces szantażystów rozpoczął się w kwietniu. Zeznawała wówczas Magdalena I., 26-letnia absolwentka prawa KUL. Na ławie oskarżonych towarzyszyli jej dwaj kompani: Szczepan P. i Przemysław S.
Umówiła się z politykiem na kolejną schadzkę w hotelu Luxor w Lublinie. Poseł zarezerwował pokój i przyjechał prosto z Warszawy. Wszedł do pokoju, w którym była już Magdalena I. Kobieta nagrywała całe spotkanie. Na parkingu przed hotelem czekali jej znajomi (dwaj pozostali oskarżeni) z kamerą i aparatem.
Udokumentowali moment, kiedy polityk i prostytutka opuszczają Luxor. Po spotkaniu poseł ruszył w drogę do stolicy. Wtedy skontaktował się z nim jeden z oskarżonych. Chciał oddać politykowi kompromitujące materiały w zamian za 3 tys. zł.
Z ustaleń śledczych wynika, że początkowo poseł się zgodził. Po kilku godzinach zmienił jednak zdanie i powiadomił jednak policję. Magdalena I. oraz jej kompani zostali oskarżeni o szantaż.
Kobieta nie przyznaje się do winy. Szczepan P. przyznał się i chciał dobrowolnie poddać się karze. Nie zgodził się na to prokurator. Przemysław S. nie przeczył, że brał udział w całym zdarzeniu, ale nie przyznał się do szantażu.
- Wystarczyło mi, że mu dokuczyłem i zepsułem święta. Chodziło raczej o zadośćuczynienie, niekoniecznie pieniężne, za usługę seksualną i brutalne traktowanie - wyjaśniał podczas przesłuchania w prokuraturze.