Bilans handlowy Polski po wprowadzeniu rosyjskiego embarga systematycznie się poprawia. Polakom udało się skutecznie znaleźć alternatywne rynki zbytu - informuje Związek Przedsiębiorców i Pracodawców
" Rosyjskie embargo nie działa –mamy alternatywne rynki zbytu" przekonuje ZPP w opublikowanym niedawno raporcie.
Czytamy w nim, że podstawowy wniosek jest taki: polscy eksporterzy doskonale sobie radzą i, mimo embarga, sukcesywnie zwiększają wolumen eksportu, poszukując nowych rynków zbytu. Co istotne, również eksport produktów żywnościowych nie ucierpiał w szczególnym stopniu na embargu. Wydaje się natomiast, że głównymi poszkodowanymi w całej sytuacji są przede wszystkim Rosjanie.
– Zaraz po wprowadzeniu embarga straszono nas, jakie straszne skutki przyniesie ono dla polskich producentów, w szczególności rolników miała czekać katastrofa – mówi prezes ZPP, Cezary Kaźmierczak. – Okazało się tymczasem, że Rosja nie jest dla naszych eksporterów niezbędnym rynkiem zbytu, a samo embargo najbardziej uderza w samych Rosjan, którzy muszą płacić za żywność dużo więcej, niż przed 2014 rokiem.
Według ZPP, o tym, że embargo nie wpłynęło w istotnie negatywny sposób na wolumen polskiego eksportu, najlepiej świadczą twarde dane – w 2013 roku eksportowaliśmy towary o wartości ok. 648 miliardów złotych. W 2016 roku, po dwóch latach obowiązywania embarga, wartość eksportu wzrosła do 803 miliardów złotych, czyli o ok. 32 proc. w stosunku do roku 2013. Jednocześnie, nie zmieniła się istotnie struktura eksportu – co oznacza, że również wolumen sprzedaży za granicę polskich produktów żywnościowych zwiększył się.
– Wyraźnie świadczy to o tym, że embargo nie doprowadziło do załamania eksportu polskiej żywności. Okazuje się ponadto, że Rosja wcale nie jest kluczowym rynkiem zbytu dla polskich eksporterów, już w 2013 roku więcej, niż tam, sprzedawaliśmy do malutkich Czech – mówi Jakub Bińkowski, sekretarz Departamentu Prawa i Legislacji ZPP.
Mimo faktu, że Polacy znakomicie poradzili sobie z wprowadzonym w 2014 roku ograniczeniem, a Rosjanie narzekają na rosnące ceny żywności, Władimir Putin twierdzi, że będzie chciał utrzymywać embargo tak długo, jak się da. Wydaje się, że nie ma ku temu żadnych racjonalnych przesłanek – nawet kondycja rosyjskiego sektora spożywczego, która teoretycznie mogłaby się wskutek tej sytuacji poprawić, z uwagi na jego zwiększony udział w zaspokajaniu wewnętrznego zapotrzebowania na żywność, nie uzasadnia podtrzymywania embarga. Wyraźną poprawę można odnotować w zasadzie tylko w sektorze drobiu i wieprzowiny.
Ostatecznie, wydaje się że Rosja, ze względu na niestabilność sytuacji gospodarczej, uzależnionej w ogromnym stopniu od cen na rynku surowcowym, a także relatywne ubóstwo większości społeczeństwa (zwłaszcza w okręgach oddalonych od Moskwy), nie stanowi bardzo atrakcyjnego rynku zbytu, dlatego też ewentualne utrzymywanie embarga nie powinno stanowić dla polskich producentów żadnej poważnej groźby. Argumentację zatem, jakoby embargo było wyjątkowo dotkliwą reperkusją politycznych i gospodarczych sankcji nałożonych na Rosję, przez co należałoby je – zdaniem niektórych – złagodzić, trzeba uznać za fałszywą.
Jak czytamy w analizie, skumulowany wzrost cen żywności w Rosji w okresie pomiędzy sierpniem 2014 a sierpniem 2016 jest szokujący: ryby podrożały o prawie połowę, owoce i warzywa o 36 proc., mięso o niemal 10 proc., a pieczywo o ponad 20 proc. - napisano w analizie.
Cały raport można przeczytać TUTAJ.